piątek, 9 stycznia 2015

Epilog: Cesc! To już!

GERARD

 Wpadliśmy razem z Livią do naszego hotelowego pokoju śmiejąc się do rozpuku, nadal nie wierząc w to co przed chwilą zrobiliśmy, ale może zacznę od początku.. Oboje postanowiliśmy skorzystać z urlopu i wybraliśmy się na małe wakacje. Postawiliśmy na Stany Zjednoczone, a moje zamiłowanie do hazardu jest wszystkim znane, więc jesteśmy w Las Vegas. Poszliśmy do kasyna i zasiedliśmy do stołu z ruletką. Najpierw troszeczkę zgarneliśmy i cieszyliśmy się z tego, ale później szło już gorzej... Od początku stawialiśmy na czarne i tak miało być do końca, ale w pewnym momencie zwątpiłem i chciałem rzucić kilka żetonów na czerwony kolor, ale Livia mnie powstrzymała i powiedziała, że powinienem nadal stawiać na czarny i w tym momencie dać wszystko. Nalegała, więc się zgodziłem. Ona zawsze miała ten dar przekonywania, ale jeżeli nie trafimy, zmarnujemy trochę pieniędzy. No i postawiłem wszystko na czarne. Krupier zakręcił ruletką, a ja w tym momencie powiedziałem do mojej narzeczonej, że jeżeli, tak jak powiedziała, trafi się na czarne, od razu się z nią ożenię. I wtedy ruletka się zatrzymała, a kuleczka wskoczyła w dziurkę z numerkiem na czarnym tle. Oboje aż podskoczyliśmy z radości! Zgromadziliśmy wszystkie żetony do torebki Livii i poszliśmy je wymienić na pieniądze, a gdy wyszliśmy z kasyna, od razu pociągnąłem ją za sobą do kaplicy. Livia była w szoku, bo nie brała na poważnie moich słów, a ja przecież zawsze jestem słowny! No i się stało, pobraliśmy się w Las Vegas w kaplicy przy kasynie... Wyszliśmy stamtąd roześmiany i tacy weszliśmy do pokoju.
   - Nasi rodzice nas zabiją - śmiała się Livia.
   - Rodzice? Pierwszy będzie to twój brat - wskazałem na nią. Cesc wybył sobie do Londynu już dawno temu, ale nadal miał oko na mnie, bym nic nie wywinął jego ukochanej bliźniaczce.
   - Masz rację, zapomniałam - zachichotała. - No chyba, że.. - podeszła bliżej i pociągnęła mnie za sobą, aż upadliśmy na łóżko. - Zorganizujemy wesele w Barcelonie, dla rodziny i przyjaciół. Co ty na to? - spojrzała mi prosto w oczy ze słodkim uśmieszkiem.
   - Jestem za - skinąłem głową. - Świat się kończy, Pique uziemiony - dodałem ze śmiechem i spojrzałem na nią. - Hej, hej, hej... To oznacza, że to jest nasza noc poślubna!
   - I wydedukowałeś to właśnie w tym momencie? - zapytała z ironią w głosie, a ja pokiwałem głową. - Chodź tu, wielkoludzie - zaśmiała się i wpiła się w moje usta.


CESC

 Od roku mieszkałem z Zoe i Carmen w Londynie, moim drugim domu. Dziewczynom spodobało się to miejsca, pokazałem im każdy zakątek stolicy Wielkiej Brytanii i miałem nadzieję, że z czasem pokochają ją tak samo jak ja, ale nie tak samo jak Barcelonę. Nie da się kochać bardziej innego miasta od Barcelony!
 Zoe szybko została moją żoną, przez co stałem się najszczęśliwszym facetem pod słońcem, a w tym momencie oczekujemy narodzin naszego pierwszego dziecka. Moja żona uparła się byśmy nie znali płci naszego maleństwa, chciała by było to dla nas niespodzianka.
 Aktualnie przebywaliśmy na wakacjach w Barcelonie. Pewnie pojechalibyśmy w jakieś oryginalniejsze miejsce, jak Malediwy czy Ibiza, ale Zoe była w dziewiątym miesiącu i oboje martwiliśmy się, że poród zacznie się lada moment. W sumie.. To ja najbardziej się o to martwiłem! Zoe narzekała na mnie, że stałem się za bardzo opiekuńczy i przewrażliwiony na punkcie tej ciąży, ale co zrobię, jeżeli chcę dla niej i dziecka jak najlepiej?
 Siedzieliśmy w ogrodzie domu, który kiedyś zajmowałem razem z siostrą. Teraz i tak pomieszkuje tu nasza najmłodsza siostra ze swoim chłopakiem oraz ich pieskiem Kobe, ale ja i Livia traktujemy go nadal jako swój. Livia mieszkała z Gerardem, więc szkoda było, by dom stał pusty.
 Carmen wyszła na spotkanie ze starymi znajomymi, a Carlota z Sergim na uczelnie, więc byliśmy z Zoe sami.
 W pewnym momencie zobaczyliśmy podjeżdżający samochód, no i okazali się to Liv i Geri, którzy wczorajszego wieczoru wrócili ze Stanów i mieli dziś przyjechać.
   - Cześć wam - zawołał Pique i podeszli do nas oboje. Przywitali się i usiedli obok. Mieli dziwne miny, tak jakby chcieli nam coś ważnego powiedzieć. Szczerze, zaczynałem się martwić! Może Wielkolud zmajstrował dziecko mojej kochanej siostrzyczce?!
   - Coś jest na rzeczy? - zmarszczyłem brew.
   - Co? Nieee - przeciągnęła Liv i przełknęła ciężko ślinę, po czym wiedziałem już na pewno, że oboje coś zmalowali.
   - Dobra, no! - Pique wywrócił oczami. - Pobraliśmy się w Vegas! - powiedział, a we mnie aż się zagotowało. Dobrze wiedział, że byłem zawsze przeciwny takiego typu rzeczy! Ślub to miał być ślub, a nie jakieś szopki!
   - Gerard! - zawyłem i poderwałem się, a obrońca zaczął uciekać. Zrobiliśmy taką rundkę dookoła, gdy usłyszałem przerażony głos siostry.
   - Cesc! To już!
   - Ale co już?! - zatrzymałem się i spojrzałem w stronę dziewczyn. Na twarzy Zoe rysował się grymas bólu i trzymała się za brzuch. Co?! To już?! Zaraz zostanę tatą! I to swojego dziecka, bo tego teraz już jestem pewny na miliard procent. 

***
No i nadszedł czas (niestety) na koniec tego opowiadania.. Zakończyłyśmy go happy endem, bo jakżeby inaczej? :) 
Dziękujemy Wam wszystkim za wszystkie komentarze, bo pod koniec było ich naprawdę sporo! 
Pozdrawiamy, Nataleczkaa i Coppernicana ;*