niedziela, 14 września 2014

Dziewiętnasty: Czy to jest Murzyn?!

CESC

  Wybiegłem z mieszkania Zoe jak najszybciej się dało. Wszystko zaczynało się układać ale nie, Jacinta musiała akurat teraz zacząć rodzić. Wsiadłem do samochodu i od razu skierowałem się do szpitala. Jacinta na szczęście zamówiła taksówkę. Przez korki nie mogłem przebić się przez prawie czterdzieści minut. Wpadłem na porodówkę i zaraz dorwałem jedną z pielęgniarek. Musiałem poczekać aż lekarze ją przygotują. W międzyczasie zadzwoniłem do Livii. Nie była zachwycona tym, że ma przyjechać, no cóż a kto pomoże udokumentować wszystko na nagraniu ?
  Zjawiła się razem z Gerardem, co wcale mnie nie zdziwiło. Zaraz po tym pielęgniarki pozwoliły mi wejść na sale. Dość nie pewnie przekroczyłem próg ale miałem być silny, więc taki będę. Uśmiechem się do matki mojego dziecka i ścisnąłem jej rękę, żeby dodać jej otuchy. Od jej krzyków zaczęła pękać mi głowa. Dziecko zaczęło już wychodzić a mnie zakręciło się tak dziwnie w głowie.
   - Niech pani oddycha, widzimy już główkę! - zawołał nagle lekarz.
   - Chyba mi nie dobrze. - zwróciłem się do do jednej z sióstr na sali i zakryłem usta ręką.
   - Pan też niech oddycha spokojnie, nie potrzebujemy dodatkowej pracy przy panu - kobieta pokręciła głową.
   - No ale ... - nie zdążyłem powiedzieć, bo usłyszałem krzyk dziecka.  - Czy to jest Murzyn?! - jęknąłem i osunąłem się na ziemię.
   - Cesc! - usłyszałem jeszcze tylko pisk Jacinty i biała sala przemieniła się w nieprzeniknioną ciemność. 

LIVIA

  Siedziałam na korytarzu z Gerardem, czekając na jakieś informacje o moim bratanku lub bratanicy. Zadzwoniliśmy już do Carloty i rodziców, a ci kazali się informować na bieżąco. Oparłam głowę o jego ramię, bo już trochę tu czekaliśmy. W pewnym momencie wyszła pielęgniarka, ale nie była zbyt rozmowna. Mruczała tylko coś pod nosem, że tatuś z Bożej łaski czy jakoś tak. Kilka minut później z tego samego pomieszczenia wystrzelił mój brat, a my aż podskoczyliśmy. Był pobudzony jakby właśnie wciągnął całkiem sporą działkę, nie wspominając już o jego olbrzymich źrenicach...
   - I jak?! - zapytałam.
   - Mieliście rację! - jęknął.
   - W czym? - zdziwił się Gerard.
   - Murzyn! - powiedział, a my najpierw spojrzeliśmy z Pique po sobie, później na Cesca i znów na siebie. Nie powstrzymaliśmy się i wybuchnęliśmy śmiechem.
   - Murzyn?! - powtórzyłam po nim, śmiejąc się. 
   - Małe, czarne i w ogóle do mnie nie podobne! - jęknął.
   - No to gratulacje, stary - Geri aż zachodził się ze śmiechu.
   - To wcale nie jest śmieszne ! Co ja mam teraz zrobić ?!
   - Teraz? Było wcześniej słuchać się młodszej siostry - powiedziałam. - Tylko czyje może być to dziecko? Jakiś przypadkowy Afroamerykanin, który przejazdem natrafił na Wiedźmę?    
   - Musiało to być jeszcze przed naszym zerwaniem... - westchnął.
   - Przed waszym zerwaniem to ona się jeszcze kumplowała z... - zaczęłam, a po chwili to moje oczy wyglądały jak pięciozłotówki. 
   - Nie, nie możliwe żeby to był Song ! Kolejna zdradziecka świnia w drużynie. - krzyczał.
   - Aluzja do mnie? - Gerard uniósł do góry jedną brew.
   - Niee, ależ skąd ... - zaakcentował i posłał mu mordercze spojrzenie.  
   - Okej panowie, zostawiam was! Muszę się o czymś przekonać - ucałowałam w policzek Gerarda i Cesca po czym sama skierowałam się w stronę wyjścia. Mam nadzieję, że się tam nie pozabijają, ale ja muszę coś sprawdzić! Wyszłam na zewnątrz i wsiadłam do samochodu Gerarda, którym tu przyjechaliśmy. Na szczęście miałam to torebce kluczyki. Wyjechałam z parkingu. Na szczęście do mojego celu było niedaleko. Ucieszyłam się kiedy przy skręcie na osiedle mieszkaniowe minęłam się samochodami z Olivią, która jechała gdzieś z chłopcami. Zaparkowałam na podjeździe i wysiadłam. Podeszłam do drzwi i zadzwoniłam. Po chwili w progu pojawił się Alex, który z uśmiechem zaprosił mnie do środka. 
   - Hej, miło cię widzieć, ale zaskoczyłaś mnie swoimi odwiedzinami - powiedział, a ja cicho się zaśmiałam, wchodząc za nim do dużej kuchni.
   - Przyjechałam, bo mam do ciebie sprawę, Alex - powiedziałam i usiadłam na jednym z krzeseł.
   - Okey, może zrobić Ci coś do picia ? -zaproponował.
   - Nie, dzięki - pokręciłam głową. - Pamiętasz, gdy przyjechałeś do Barcelony i po podpisaniu kontraktu pierwszą noc spałeś u nas? Poznałeś wtedy dziewczynę Cesca. Był wtedy jeszcze z Jacintą. 
   - Pamiętam, że nawet mi się podobała. - zaśmiał się. - Coś z nią nie tak ?
   - No właśnie, Alex... Podobała ci się - uśmiechnęłam się. - Nie żebym coś sugerowała, bo masz żonę, synów i wiem, że zawsze byłeś szczęśliwy, ale... - spojrzałam na niego, a ten jakby był z lekka zakłopotany, bo ciągle szukał wzrokiem coraz to innego celu. 
    - To nie tak jak myślisz. Byłem trochę zmęczony i zagubiony, a ona...
   - Tylko, że to chyba chwilę musiało trwać - mruknęłam. - Nie powiem o niczym Olivii, ale nie wiem czy wiesz, ale ona właśnie urodziła dziecko i... Na pewno ono nie jest Cesca - zaakcentowałam.
   - Co? - zrobił wielkie oczy. - Osiem miesięcy temu, gdy powiedziałem jej, że to pomyłka, ona powiedziała, że wyjeżdża i nic nie wiedziałem o ciąży! Ale to chyba też nie jest moje dziecko.. - spojrzał na mnie niepewnie. 
   - Alex, bez urazy, ale ono jest czarne. Zrobisz test na ojcostwo to się upewnimy. Będziemy w kontakcie. - uśmiechnęłam się blado do niego i zeskoczyłam z krzesełka na którym siedziałam.
   - Teraz jestem zły sam na siebie - podrapał się po głowie. - Najpierw będę musiał porozmawiać z tą dziewczyną, później... Jakoś wytłumaczyć się Olivii - jęknął.
   - Trzymam kciuki za ciebie - wskazałam na swoją zaciśniętą dłoń. - Ja po prostu robię wszystko, by ta wiedźma nie zniszczyła doszczętnie mojemu bratu życia, bo już zaczęła... 
   - Rozumiem. - westchnął. - Oczywiście zapewne małemu wszystko czego będzie potrzebował, ale z nią nie chce mieć nic wspólnego, zwłaszcza jak wrabiała Cesca w dziecko.  
   - Więc już widzisz dlaczego jej tak od początku nie cierpiałam - zaśmiałam się. - I daj znać czy Oli cię za bardzo nie pokiereszowała - ucałowałam jego policzek. - Ja zmykam, do zobaczenia - ruszyłam do drzwi. Odprowadził mnie do nich i pożegnał się. Znaliśmy się długo, bo w końcu grał z Cesciem w Arsenalu. Wiem, że za bardzo mu dziś humoru nie polepszyłam, no ale cóż. Wiedzieć powinien.  

 CESC

   Livia prawie wybiegła ze szpitala, nawet nie wiedziałem dokąd. Zostałem sam z Gerardem i przyznam, że czułem się trochę niezręcznie. Jakoś dalej nie przestała mi ta sprawa z Liv.
   - Więc jednak nie zostałeś ojcem - usłyszałem głos Pique. 
   - Na to wygląda. Ulżyło mi trochę. Tyle obowiązków, nie wiem czy dałbym radę.
   - I masz szansę pogodzić się z Zoe - zauważył. - Cesc, czy możemy normalnie porozmawiać? 
   - A co właśnie robimy ?
   - Ale wiesz o co mi chodzi... - mruknął. - Wiem, że rozmawiałeś z Liv o mnie i o niej. Ja też chcę sobie to wyjaśnić z moim przyjacielem. 
   - Mogłeś mi chociaż powiedzieć ?! A nie, że dowiaduje się o tym ostatni. Nawet moi rodzice wiedzieli ?! - zacząłem krzyczeć a kiedy pielęgniarka wychyliła się z dyżurki i obdarzyła mnie zabójczym spojrzeniem, ściszyłem głos.       
   - Wasz ojciec z moim sami się domyślili - westchnął i przejechał dłonią po twarzy. 
   - Ale to nie zmienia faktu, że powinienem wiedzieć. Może jakoś bym inaczej zareagował, nie sądzisz?  
   - Teraz to wiem - skinął głową. - Po prostu pewnego dnia zakochałem się w twojej siostrze i już nic na to nie poradzę. 
   - Rozumiem, że każdy ma prawo się zakochać. Kiedyś mówiliśmy sobie wszystko.
   - A ty wpajałeś mi od małego, że będzie ze mną źle jeżeli tknę którąś twoją siostrę - spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem.  
   - A kto zabronił mi tykać brata ? - zaśmiałem się. 
   - No sorry, Cesc, ale to było tak dla pewności, bo kto wiedział co z ciebie wyrośnie? - sam zaczął się śmiać. 
   - Miałeś mnie za geja, bo lubiłem się do ciebie przytulać. Ahh, te pamiętne czasy z La Masi.  
   - Masz rację. Widzisz szansę na to by znów było jak wcześniej pomiędzy nami? No wiesz, przyjaciele? - zapytał niepewnie. 
   - Jasne ! Zawsze będę cię kochał wielkoludzie. - wstałem i uścisnąłem przyjaciela. 
   - Czyli już nie chcesz mnie zabić? - zaśmiał się. 
   - Nigdy ci tego nie wybaczę więc szykuj się na śmierć w męczarniach.
   - Tylko daj mi może pożyć jeszcze, co? I dać wypełnić to co każdy mężczyzna powinien? - pokazał mi język.
   - Chyba nie masz zamiaru sadzić drzew!
   - O tym chyba najmniej pomyślałem - podrapał się po głowie.  
   - O nie ! Ty świntuchu ! - walnąłem go w ramię.
   - O budowie domu myślałem! - zrobił poważną minę. - Głodnemu chleb na myśli - wyszczerzył się. 
   - Głodny głównemu wypomni. Nie chce mieć siostrzeńców wielkoludów.
   - Nie narzekaj, dobrze ci radzę - zaśmiał się. - W zaistniałej sytuacji... Nie powinieneś pojechać do Zoe? 
   - Dzięki stary. - poklepałem przyjaciela po ramieniu i wybiegłem ze szpitala. Musiałem odzyskać Zoe. To tylko teraz się liczyło - nic innego. Będę starał się jak tylko mogę, nie wyobrażam sobie, żeby mogło być inaczej.

______________

Nataleczka kaleka pozdrawia z łóżka! trzeba być żeby złamać nogę na rowerze :D
Nieoczekiwany zwrot akcji, co sądzicie?