piątek, 25 lipca 2014

Szesnasty: Shakira chciała tylko waka waka.

ZOE

   Cesc zamiast odwieść mnie do domu postanowił zabrać mnie do siebie. Na prawdę nie miałam ochoty oglądać Jacinty. Nie podoba mi się ta cała sytuacja i wydaje mi się to podejrzane. Zresztą nie mnie samej. Zaparkował swoje audii na podjeździe, wysiadł, odszedł auto i otworzył mi drzwi od strony pasażera. Od kiedy pojawiła się ona w jego życiu, czuje się odsunięta na bok. Nic tego nie zmieni nawet przekonywania Fabregasa, że tak nie jest. Pokonał jednym skokiem trzy schodki przed drzwiami a potem mi je otworzył. Gdy tylko je uchylił zobaczyłam w nich wiedźmę. Stała ze skrzyżowanymi rękoma na piersi i robiła tą swoją złą minkę. Przeszłam obok niej, uderzając ją z bara. Stała mi w przejściu, nie mam zamiaru być dla niej miła.
- Trochę ci to zajęło Cesc. - mruknęła.
- Posłuchaj, sklep masz za rogiem. Mogłaś wyjść - przewrócił oczami.  
- Wiesz, że w takim stanie nie mogę się przemęczać. A jeśli by mi się coś stało?
- No dobrze już - westchnął i ostawił siatkę z jakimiś owocami, które królewna sobie zażyczyła na komodzie. Podszedł do mnie i złapał za rękę, ciągnąć na taras.  
- Poczekaj Cescy. - chwyciła go za drugą rękę, a ja zdębiałam. Już musiała podchwycić!
- Coś jeszcze? - mruknął do niej. 
- Tylko to. - pisnęła i przyciągnęła go do siebie, całując na moich oczach. Poczułam jak moje serce się rozpada i jak łzy powoli spływają po policzkach. Nim zdążyła skończyć, wybiegłam z domu. Prawie się przewróciłam, wpadając na Liv i Geriego.
   - Zoe, co się dzieje? - Gerard zmarszczył brew, a jego dziewczyna spojrzała na mnie pytająco.  
   - Ja-Jacinta po-pocałowała go na moich oczach. - wydukałam i jeszcze bardziej się rozpłakałam.
   - Ja ich oboje zabiję normalne - jęknęła policjantka i mocno mnie przytuliła, a w tym czasie Pique wszedł do domu. - No, albo on zrobi to pierwszy - mruknęła.  
   - Jak ona mogła? Co ja jej zrobiłam?
   - Ubzdurała sobie Cesca i teraz odstawia teatrzyki, a ty nie powinnaś tak reagować, Zoe! Musisz pokazać, że on jest twój, wiesz? 
   - Tylko, że on w ogóle się tym nie przejął, nawet jej nie odetchnął. A teraz pewnie sobie z nią siedzi. Dopiero co się pogodziliśmy. - pociągnęłam nosem i wytarłam oczy.
   - Gerard mu zrobi pogadankę, chyba tylko już jego słucha. Bo ja sama już nie mam do niego siły... - pokręciła głową. 
   - Może jednak powinnam się jej postawić. - odpowiedziałam i z powrotem weszłam do domu. Przeszłam przez korytarz prosto na taras. Pociągnęłam za rękę tą wiedźmę, tak, że teraz stała przodem do mnie. Zamachnęłam się nim zdążyła coś powiedzieć i spoliczkowałam ją. - Jeszcze raz to zrobisz a wylądujesz na intensywnej. - syknęłam do niej.    
   - Razem z dzieckiem Fabregasa? - otworzyła szeroko oczy. - Tego chcesz?!
   - Przespałaś się z jakimś innym facetem, a teraz wmawiasz, że to jego dziecko! - krzyknęłam. 
   - Zważaj na słowa, blondyneczko! Jeszcze raz mnie tchniesz, a pożałujesz! - warknęła, a wtedy na taras wypadli Liv, Cesc i Gerard. 
   - Nie boję się Ciebie, jaszczurko. - rzuciłam i splunęłam jej w twarz.
   - Dziewczyny, zwariowałyście?! - zawołał Cesc i stanął pomiędzy nami.
   - Ja nie dam rady - szepnęłam i wyminęłam ich, kierując się do wyjścia.
   - Poczekaj, odwiozę cię - za mną pojawiła się Livia. 
   - Dziękuję, ale chyba wrócę pieszo. Słyszałam, że miałaś zabrać swoje rzeczy więc nie chce ci przeszkadzać.
   - Sama widzisz, że chyba to przełożę i wrócę tu z Gerardem jak ich nie będzie - przewróciła oczami. Wsiadaj! - rozkazała. 
   - Okey. - otworzyłam drzwi jej auta i zajęłam swoje miejsce.
   - Jutro przyjadę po rzeczy. Jacinty nie będzie, bo podobno ma iść i spotkać się z jakąś koleżaneczką, tak przynajmniej wczoraj usłyszałam, a Cesc ma sesje zdjęciową. - powiedziała i odpaliła. - Serio, głupio wyszło z Cesciem! Wydziedziczam go! 
   - Nie powiedział mi, że jutro jedzie do PUMY. - zdziwiłam się. - Obrabujesz go z kart kredytowych to chłopak może zmądrzeje.    
   - Nabroi, a potem sam nie wie co robić - westchnęła. - Nie, oszczędzę go. W końcu musi bulić na zachcianki Jacinty, a potem na te wszystkie ubranka! 
   - Już niedługo się zacznie... Ty lepiej opowiadaj co u ciebie i Geriego? - zmieniłam szybko temat, bo na samo wspomnienie o wiedźmie robi mi się nie dobrze.  
   - Cieszył się jak głupi, gdy postawiłam go przed faktem dokonanym, że zostaję u niego - zachichotała.  
   - W końcu będzie mogli robić wszystko co chcecie. Tylko, że ja nie chce zbyt wcześnie zostać ciocią. - szturchnęłam ją łokciem.
   - Spokojnie - zaśmiała się. - A ja na razie nie chcę zostać mamą, choć pewnie moja mama z chęcią zostałaby już babcią! Ale może zadowoli się na razie bękartem Cesca? 
   - Nie sądzę by skakała ze szczęścia. A właśnie kiedy jedziesz w odwiedzinki na obiad do rodziców. Podkablujesz coś na tego kretyna?
   - Tata wygadał się mamie o mnie i Gerardzie, więc będziemy w Arenys w niedzielę! Pewnie, że podkabluję!  
   - Mama wzięła go siłą widzę. - zaśmiałam się. - Pewnie jest szczęśliwa. Zna go od dziecka, a teraz jej córka jest jego dziewczyną.
   - Moja mama to już to przewidywała, gdy Cesc zaczął się kumplować z Gerardem - westchnęła. - To jest dziwne, serio! Zawsze sobie dogryzaliśmy, a gdy miał jakąś dziewczynę, to ją wypłaszałam, za co był ogromnie zły! A teraz jest, jak jest - uśmiechała się pod nosem. 
   - Przeznaczenie. - pokazałam jej język. - Możesz mnie tu już wysadzić.
   - No dobra. Ja wracam po Gerarda. Jak widać, znów będzie musiał mi pożyczyć coś swojego na piżamę! 
   - Do zobaczenia. Zadzwonię! - krzyknęłam jeszcze i pomachałam kiedy odjeżdżała. Marzyłam tylko o tym, aby wziąć prysznic i położyć się spać. Jestem wykończona tym wszystkim. Mam dość wszystkiego. Carmen wraca w niedzielę więc muszę trochę ogarnąć mieszkanie, jakiś obiad i oczywiście odebrać ją z lotniska.    

 LIVIA

  Byłam naprawdę wkurzona. Niech mi się Cesc nie pokazuje na oczy, bo będzie z nim źle! Nie dosyć, że uwierzył Jacincie, to rozstał się z Zoe! Koszmar! Teraz tylko wystarczy utrzymać w tajemnicy mnie i Gerarda, bo inaczej rozpętałoby się piekło. To, że u niego mieszkam nie zwraca na nas uwagi. Często bywało tak, że jak zasiadywałam u niego, nocowałam tam. Siostra przyjaciela - świętość nie do ruszenia, ale jednak Pique okazał się być grzesznym. I ja też! Ale dobrze nam z tym! 
 Obudziłam się objęta silnymi ramionami Gerarda, w których czułam, że to był mój azyl.  Leżałam chwilę przytulona do niego, ale później musiałam go obudzić. Dochodziło południe, a my jedliśmy dopiero śniadanie. Ubraliśmy się i pojechaliśmy do domu, mojego i Cesca. Fabs miał być na sesji zdjęciowej, a Jacinta miała zlot na Łysej Górze. Do środka dostaliśmy się bez trudu, bo w końcu nadal miałam klucze. Wyszliśmy na górę i od razu skierowaliśmy się do mojego dawnego pokoju. Ustawiliśmy torby na jednej stronie łóżka i zaczęliśmy najpierw pakować moje ubrania. 
 W pewnym momencie poczułam jego dłonie na swojej talii. Przesunął czubkiem nosa po moim karku i cicho zamruczał, a ja się zaśmiałam. 
   - Wiesz, że chcę zdążyć zanim tamci się pojawią?  
   - Co nam szkodzi Liv? Mamy mnóstwo czasu. - szepnął. 
   - Głuptas - zachichotałam i odwróciłam się do niego przodem, oplatając jego szyję. Spojrzałam w górę na twarz mojego ukochanego wielkoluda. 
   - I do tego nieprzyzwoicie przystojny. - uśmiechnął się i delikatnie mnie pocałował.
   - Taki jesteś pewny? - wyszczerzyłam się.  
   - No wiesz, mało to ja mam propozycji do reklam? 
   - Wypromowałeś się na Mundialu przez ten cały huczny romans z Shakirą. W sumie to nie wiem co ona takiego w tobie widziała ciekawego - pokręciłam nosem. 
   - To samo co ty, złotko. - puścił mi oczko.
   - Widzę w tobie przerośniętego wielkoluda, który jest niezwykle seksowny - poruszyłam brwiami. 
   - Ty też jesteś niczego sobie. Taki Cesc w peruce. - zaśmiał się.    
   - Gerard! To zabrzmiało dziwnie! - otworzyłam szeroko oczy, uderzyłam go lekko w ramię i zabrałam kilka rzeczy do walizki, udając obrażoną.  
   - Przepraszam. - złapał mnie od tyłu i obsypał moją szyję pocałunkami.
   - Phii, myślisz, że trafiłeś na pierwszą lepszą łatwą, która złamie się przez takie gierki? - prychnęłam na żarty. 
   - Ty już to zrobiłaś. - zamruczał mi do ucha. - Uwielbiasz to.
   - A wiesz co? Masz rację! - machnęłam ręką i odwróciłam się do niego, pociągając za sobą prosto na miękki materac łóżka.    
   - Nie mów, że chcesz mnie wykorzystać! Nie zaciągniesz mnie po raz drugi dzisiejszego dnia do łóżka! 
   - Panie Pique, sam pan zaczął - zamruczałam. 
   - To przez ciebie. To ty tak na mnie działasz, że zawsze mam ochotę.
   - A nie Shakira? - uśmiechnęłam się słodko. 
   - Shakira chciała tylko waka waka. - zaśmiał się.
   - Biedak - pokazałam mu język. - To przez nią zostałeś wykorzystany, mój drogi! - pogłaskałam go po policzku. 
   - Trauma do końca życia...
   - Na szczęście, jestem ja! - wyszczerzyłam się i wpiłam w jego usta. Jego dłonie zaczęły wędrować po całym moim ciele, a po usta od szyi do obojczyka. I jak tu się takiemu postawić? 
     
***
Dodaję w imieniu Nataleczki, która dziś jedzie już sobie na dwa tygodnie nad morze i mnie tu zostawia ;x
Ale choć tyle, że zdjęli mi gips z nogi i mogę chodzić ;)

czwartek, 17 lipca 2014

Piętnasty: Czuję się tu zbędna.

LIVIA

  Siedziałam w salonie z naszą siostrą i zdawałam jej relacje z wczorajszego nalotu czarownicy. Ogółem przecież nie miałam nic do kobiet, szczególnie w ciąży, ale Jacinta była wyjątkiem. Chciała wrobić w balona, a właściwie to w dziecko mojego głupiego, ale za razem jedynego i ukochanego brata, ja to wiedziałam! Carlota podzielała moje zdanie, bo w końcu obie darzymy ją taką samą ogromną miłością... Nie obchodziło nas to, że Cesc siedział na górze i mógł to usłyszeć. Jacinta to czarownica i koniec! Usłyszałam dzwonek do drzwi. Spojrzałam pytająco na siostrę, a ta wzruszyła ramionami. Wstałam i podeszłam do wejścia. Otworzyłam drzwi, a tam w progu stała sobie, jakby nigdy nic Jacinta z walizką i triumfującym uśmieszkiem. Znów miałam tego pecha, że musiałam to ja otworzyć jej te drzwi.
   - Co ty tutaj robisz? - westchnęłam.
   - Mieszkam - zaśmiała się i wparowała do środka.
   - Cesc chodź tu natychmiast! - krzyknęłam na brata. Po chwili usłyszałam tupanie po schodach i Cesc pojawił się na dole. Spojrzał najpierw na Jacintę, za chwilę na mnie i na Caroltę, która stanęła za mną.
   - Co to ma znaczyć? - zaciekawiła się najmłodsza.
   - Pozwoliłem jej tu zamieszkać. Moje dziecko nie będzie wychowywać się na ulicy. - odpowiedział i podszedł do Jacinty.
   - Tylko, że ty nie wiesz, że to twoje dziecko - spojrzałam na niego z litością.
   - Przecież by mnie nie oszukała. Wszystko się zgadza. Rozstałem się z nią dokładnie 7 miesięcy temu. 
   - Jesteś głupszy Cesc, niż mi się wydawało - mruknęłam.
   - Chcesz sobie wybrać pokój? - zapytał, a tamta skinęła głową. 
   - Jeżeli chcesz to zamieszkaj u mnie, bo mnie tak tu nie będzie - warknęłam zła i zaczęłam ubierać swoje buty.
   - Skoro tam mówisz to zajmuje twój pokój. - pisnęła wiedźma.
   - Tylko wstrzymaj się do momentu, zanim zdążę zabrać z niego swoje rzeczy - powiedziałam.
   - Livia, przestań - Cesc przesunął dłonią po twarzy.
   - Co przestań? Ja nie będę mieszkać z nią pod jednym dachem. Prędzej bym ją załatwiła, tylko szkoda mi tego dziecka, czyjekolwiek ono jest!
   - Nie rób scen, proszę.
   - Dobrze braciszku, mam gdzieś, że wcześniej nie powiadomiłeś mnie o swojej decyzji z Jacintą w tym domu, ale powiedz mi teraz co dalej z Zoe? - zabrałam swoją torebkę z blatu komody. To samo zrobiła Carlota, zapewne zamierzała wyjść razem ze mną.
   - Nic się między nami nie zmieni. - odpowiedział.
   - Idealnie - odparłam z ironią i po prostu wyszłam, a nasza siostra za mną.
   - I co teraz? - zapytała.
   - Nie wiem Carlota, ale mój szpiegowski nos mówi, że nic dobrego z tego nie wyniknie! 
   - Też mam takie przeczucie. Idziesz do Geriego?
   - A gdzie indziej? - westchnęłam ciężko. - Pojechałabym do rodziców, ale jutro mam już iść do pracy.
   - Ja się miałam do nich wybierać. Nie martw się wszystko im opowiem, a Cesc niech przed nimi oczami świeci. - powiedziała i przytuliła się do mnie.
   - Jeżeli chcesz to zostań - wskazałam na dom. - Zadzwonię wieczorem - uśmiechnęłam się lekko.
   - Teraz trzymam się od tego domu z daleka.   
   - Miałam ochotę teraz wszystko wygarnąć Francescowi, łącznie z informacją o mnie i Pique - westchnęłam. - No nic, ja jadę. - znalazłam kluczyki od samochodu. 
   - Do zobaczenia Liv, pozdrów ode mnie Gerarda. - pocałowała mój policzek, a potem jeszcze mi pomachała gdy odjeżdżałam.

ZOE

  Od samego rana nie mogłam się na niczym skupić. Wszystko wylatywało mi z rąk. Nie miałam komu się wyglądać, bo Carmen jeszcze nie wróciła. Rozsiadłam się wygodnie na kanapie z kubkiem gorącej kawy, obwinęłam się szczelnie kocykiem, włączyłam laptopa i zaczęłam szukać jakiejś lepszej pracy. Tysiące ogłoszeń, ale co z tego jak nie dla mnie ? Odłożyłam komputer na stolik i odchyliłam głowę do tyłu. Zamknęłam oczy i znowu pojawił się ON. Usłyszałam wibracje mojego telefonu i szybko się zerwałam. Wzięłam do ręki komórkę i spojrzałam na wyświetlacz. Rzuciłam w go w kąt ale po parunastu razach ciągłego dzwonienia w końcu odebrałam.
   - Nie mam ochoty z tobą rozmawiać Fabregas. - powiedziałam.
   - Dlaczego? - zapytał smutno.
   - Nie chce zajmować ci czasu z twoją nową rodziną.    
   - Czyli rozmawiałaś już z Livią?
   - Wiem o tym, że Jacinta zamieszkała z tobą - westchnęłam.
   - Możemy się spotkać, wytłumaczę ci wszystko. - poprosił.
   - Jacinta nie będzie zła, że cię jej zabieram?
   - Ona nie ma nic do gadania. Proszę Zoe. - nalegał.
   - No dobrze - uległam. - Dziś?
   - Przyjadę po ciebie za godzinę. Wiesz, że tylko ciebie kocham Zoe. - powiedział.
   - Do zobaczenia - szepnęłam, wymijając jego słowa. Rozłączyłam się.      
   Nie byłam specjalnie zachwycona tym spotkaniem ale jakoś nie potrafię mu odmówić. Zaczęłam szykować się do wyjścia co prawie zajęło mi godzinę. Zeszłam więc na dół i postanowiłam poczekać na niego na dole. Wiedziałam, że wpuszczając go do siebie źle bym zrobiła a wtedy on mógłby zrobić wszystko, a ja nie umiałabym się oprzeć. Gdy tylko jego samochód stanął przed moją klatką, podeszłam i wsiadłam. 
   - Cześć. - rzuciłam bez przekonania i prawie niedosłyszalnie.
   - Cieszę się, że jesteś, Zoe - uśmiechnął się lekko.
   - Gdzie jedziemy? - zapytałam po dłuższej chwili.
   - Co powiesz na plażę? - zaproponował, a mi automatycznie przypomniało się, że nasz pierwszy pocałunek miał tam miejsce. 
   - Obojętnie gdzie.
   - Więc jedziemy - westchnął i poprawił okulary przeciwsłoneczne. Po kilku minutach byliśmy już na miejscu. Cesc kazał mi zaczekać i sam otworzył mi drzwi, podając dłoń by pomóc wysiąść.
   - Dziękuję. - rzuciłam i poszłam przodem. Dogonił mnie i złapał za dłoń. 
   - Poczekaj - westchnął. - Chcę żebyś wiedziała, że Jacinta jest w moim domu tylko dlatego, że nosi moje dziecko. Nie chcę, by to cokolwiek pomiędzy nami popsuło...  
   - Jak ty sobie to wszystko wyobrażasz? Za miesiąc się urodzi, a ty będziesz zajmował się tylko nim, a co za tym idzie, bardziej zbliżysz się do Jacinty. Czuję się tu zbędna. - powiedziałam łamiącym głosem.
   - Zoe, nie mów tak - pokręcił głową. - Ty jesteś dla mnie najważniejsza.
   - Tylko na razie Cesc. To się zmieni.
   - Ale ja nie chcę żeby się zmieniało, Zoe. Chcę żeby pomiędzy nami było tak samo. 
   - Ta wiedźma nie pozwala mi się do ciebie zbliżać. To wszystko jest dla mnie trudne. 
   - Ona nie ma prawda sterować moim życiem.  
   - Muszę to wszystko przemyśleć. - westchnęłam. 
   - Wiesz, że zaakceptuję każdą twoją decyzję - odgarnął kosmyk moich włosów z policzka. - Ale proszę, nie odtrącaj mnie teraz, bo cię potrzebuję.  
   - Nie odtrącam cię Cesc, daj mi czas.
   - W porządku - mruknął. - Jeszcze mnie martwi fakt, że Liv chce się wyprowadzić. 
   - Wcale się jej nie dziwie... - powiedziałam pod nosem.  
   - Zoe, ja wiem, że to będzie dla nas wszystkich ciężki czas, ale chcę żebyśmy to wszyscy przetrwali. Jacinta pomiędzy nami nie stanie. 
   - Mam nadzieję, że tak będzie. Nawet nie wiesz jakie to dla mnie trudne. - odpowiedziałam.
   - Będzie dobrze - pokiwał głową i mnie przytulił. W tym momencie rozdzwonił się jego telefon. Wyjął go z kieszeni i spojrzał na wyświetlacz. - Jacinta - westchnął, a ja przewróciłam oczami.
   - Odbierz - mruknęłam i zrobiłam w tył zwrot, kierując się do samochodu. 
   - Zoe! Poczekaj! - krzyknął i mnie dogonił.
   - Odbierz, może znowu ma jakieś zachcianki, po które będziesz musiał lecieć na drugi koniec miasta.
   - Proszę cie, odbiorę i dowiem się o co chodzi. Później jestem cały twój! - ucałował mnie w czoło, a ja wsiadłam do samochodu. On został na zewnątrz i odebrał telefon. 

***
Taki jakiś odstęp czasowy nam się utworzył... Ale malutko tu Was jest!
No to zaostał nam się tylko Pique...