piątek, 19 grudnia 2014

Dwudziesty drugi: Bon appétit!

ZOE

  Wiedziałam, że Livia coś uknuła, po prostu to wiedziałam! Boję się co ten Fabregas wymyślił. W środku czułam niepokój, ale z drugiej strony byłam podekscytowana. Wszystko przez te tajemnice! Liv trzymając mnie za rękę wprowadziła ostrożnie na pokład a potem poprowadziła na tył jachtu. Stał tam Geri, a obok niego w eleganckim garniturze Cescy. Gdybym wiedziała, że to jakaś oficjalna kolacja, przygotowałabym się. Uśmiechnął się szeroko na mój widok i wręczył mi bukiet prześlicznych kwiatów.
   - Nasze zadanie wykonane, więc uciekamy - uśmiechnęła się Livia i machnęła ręką na Gerarda.
   - Powodzenia. - rzucił jeszcze do przyjaciela i razem ze swoją dziewczyną opuścili pokład.
   - Dziękuję, są śliczne, ale... - przeniosłam wzrok z kwiatów na Cesca. - Dlaczego to wszystko?
   - Siadaj, najpierw coś zjemy, napijemy się. - wskazał na krzesło, po czym je odsunął, bym mogła usiąść.
   - Wszystko pięknie wygląda. Sam to przygotowałeś? - zapytałam, a on wtedy usiadł naprzeciw mnie. - Sorry, sam z Gerardem? - zaśmiałam się cicho.
   - Było trochę ciężko, ale czego nie robi się dla pięknej damy? - uśmiechnął się i nalał mi wina do kieliszka a potem sobie. Stuknęliśmy się nimi i wznieśliśmy toast za dzisiejszy wieczór.
   - Gdybym wiedziała, że to będzie taka kolacja, przebrałabym się - zaczęłam.
   - I tak wyglądasz ślicznie - odpowiedział, a ja poczułam wypieki na swoich policzkach.
   - Ty też niczego sobie. - puściłam do niego oczko. - Niezwykle seksownie.
   - Wiesz, że brakowało mi tego, że normalnie rozmawiamy? Bez kłótni.
   - Chyba postanowiłam dać Ci drugą szansę. - westchnęłam. - Wszystko przez ten garniak.
   - Coraz bardziej mnie zaskakujesz, Zoe - uśmiechnął się lekko i delikatnie złapał za moją dłoń. Uniósł ją i ucałował jej wierzch. - Kocham cię, wiesz?
   - Ja ciebie też, Cesc.
   - Zoe - podniósł się i podszedł do mnie. W tym momencie pomyślałam o tym, że poprosi mnie do tańca, ale... On ukląkł! O matko! - Zoe, wiem, że ostatnio było pomiędzy nami źle poprzez ten cały cyrk z Jacintą, ale... Chcę żebyś była obok mnie cały czas i w związku z tym chciałbym cię o coś zapytać - sięgnął do kieszeni marynarki.
   - Cesc, nie wiem co powiedzieć, zaskoczyłeś mnie.
   - Zróbmy tak. Zapytam cię o to dziś, a odpowiesz kiedy będziesz chciała - otworzył pudełeczko z uśmiechem, a moim oczom ukazał się prześliczny pierścionek z diamentem. - Zoe, sprawisz mi taki zaszczyt i zostaniesz moją żoną?
   - Chyba nie potrzebuję czasu na zastanawianie. Kocham Cię tak mocno, że aż mnie to boli. No pewnie, że za Ciebie wyjdę! - wsunął pierścionek na mój palec a ja rzuciłam się mu na szyję. Zaczał mną kręcić dookoła i głośno się śmiać.
   - Wiesz, że teraz czuję się najszczęśliwszym facetem na świecie?
   - Domyślam się, ale chyba możesz mnie już opuścić, bo jestem strasznie głodna - zaśmiałam się.
   - Myślisz, że teraz pozwolę Ci coś zjeść? Jesteś moją narzeczoną, a pod pokładem czeka na nas kajuta.
   - O wszystkim musiałeś pomyśleć - zachichotałam i cmoknęłam go w nos.
   - No wiesz, bardzo się za tobą stęskniłem. Życie w celibacie mi nie służy.
   - Zawsze miałeś Wiedźmę pod ręką, chętna zapewne była - pokazałam mu język.
   - Ja cię muszę faktycznie odseparować od Livii, języczek ci się wyostrzył, kochanie!
   - Chcesz mnie mieć tylko dla siebie? Egoista z ciebie Cesc. - pogroziłam mu palcem.
   - A to źle? - poruszył brwiami i zabrał mnie na ręce, kierując się na schody na dół.
   - Jesteś okropny, ale i tak Cię kocham. - cmoknęłam go w policzek i wtuliłam się w niego.
   - Tak, więc jesteś już moja - uśmiechnął się i wkroczył do pomieszczenia, w którym stało duże łóżko okryte czerwoną narzutą, a na środku leżała róża pomiędzy luźno rozłożonymi płatkami.
   - Rzeczywiście wszystko dokładnie zaplanowałeś. Brałeś chyba lekcje u Livii.
   - Do jej przebiegłości jeszcze sporo mi brakuje, no ale - ułożył mnie na pościeli i wręczył różę. - Zawsze wolę być sobą.
   - I co teraz panie Fabregas? - zaczęłam luzować jego czarny krawat. - Mogłabym cię nim związać.
   - Wolę być tym wiążącym - zamruczał mi do ucha.
   - Nie za dobrze by ci było?
   - Myślę, że wspaniale - poczułam jego usta na szyi, ale po chwili podniósł głowę i spojrzał na mnie. - Przeprowadź się do mnie.
   - Bardzo chętnie ale co z Carmen? Nie mogę jej samej zostawić.
   - I nie zostawisz, bo przeprowadza się z tobą - odgarnął kosmyk moich włosów z policzka. - Livia mieszka teraz z Pique, więc w domu jest dużo miejsca.  
   - Będę musiała ją zapytać, powinna się zgodzić. - uśmiechnęłam się do niego i zaczęłam rozpinać guziki jego koszuli.
   - W końcu mieszkanie z takim mną to najlepsza rzecz na świecie - wyszczerzył się zawadiacko.
   - Dlaczego Livia się wyprowadziła? - ukazałam rządek swoich zębów.
   - Booo... Geri mi ją uprowadził. - zaśmiał się. - Zrobiłaś się ciekawska, co moja siostra z tobą zrobiła.
   - Fabregas, zamknij się już - pokręciłam głową i wpiłam się w jego usta, zsuwając z jego ramion koszulę.
   - Tak to możesz mnie tak uciszać. - zamruczał. - A więc co z tym krawatem?
   - Ręcę do tyłu. - rozkazałam, - Dzisiaj to ja przejmuję kontrolę. - musnęłam lekko jego usta i zabrałam się za krępowanie.
   - Nie znałem Cię od tej strony. - zamruczał.
   - Oj Fabregas, jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz. - pokazałam mu język.
- Będziemy mieć dość czasu aby nadrobić zaległości. - uśmiechnął się a ja popchnęłam go tak, że teraz leżał wyciągnięty na całym łóżku z rękami nad sobą. Ściągnęłam spodnie i bokserki od SOY underwear i zabrałam się do roboty.


LIVIA

  Wjechałam swoim cooperem na podziemny parking, a tuż za mną Gerard swoim samochodem. Zostawiliśmy na jachcie Cesca i Zoe samych i mamy nadzieję, że w końcu się pogodzą.. A raczej, że mój głupiutki braciszek naprawi to co zepsuł..
 Wysiadłam z samochodu i od razu napotkałam przed sobą uśmiechniętego od ucha do ucha Pique.
   - Co już kombinujesz? - zaśmiałam się.
   - Udało nam się - powiedział z dumą w głosie.
   - Jeszcze tego nie wiesz! - pokazałam mu język. - Zawsze może wyjść tak, że Zoe go tam utopi i będziemy mieć wszyscy święty spokój! - zażartowałam.
   - Kochana, to na pewno też się nam udało, bo Cesc raczej nie powinien tego spartolić po raz milionowy.. W końcu może zmądrzał. W szczególności chodziło mi o to, że udało nam się przeżyć, po tym jak Cesc dowiedział się o nas - dodał.
   - Najwyżej porwałbyś mnie na koniec świata, zamieszkalibyśmy w małym domku pod lasem, ukrywając się przed moim strasznym bliźniakiem - puściłam do niego oczko. - Chodźmy już na górę - uśmiechnęłam się.
   - Hmmm, a co moja ukochana chce robić na tej górze? - zamruczał.
   - Jestem głodna, Gerard, głodna - zaśmiałam się i pierwsza ruszyłam w stronę windy. Chłopak mnie dogonił i wsiedliśmy do niej razem. Na górze, gdy byliśmy już w mieszkaniu, od razu podeszłam do szafek i lodówki, przeglądając co w nich się znajduje.
   - Zrobię spaghetti! - zawołał nagle Pique.
   - Ty?! - spojrzałam na niego pytająco, otwierając szeroko oczy.
   - No oczywiście, a któż by inny? - uniósł się, złapał mnie za rękę i usadził na krzesełku przy wysepce. - Pozwalam ci patrzeć jak czyni to mistrz - dodał, podwinął rękawy i zabrał się do pracy, a ja przez ten cały czas obserwowałam jego poczynania. Zapach rozprzestrzeniał się po całym mieszkaniu, wzmagając tylko mój głód. - Bon appétit! - wyszczerzył się, kładąc na środku wysepki ogromny talerz z olbrzymią porcją makaronu z sosem. Podał mi jeden widelec, a drugim wyszukał długą nitkę makaronu, którego jeden koniec podał mnie, a sam sadził drugi do ust. Zaśmiałam się i zrobiłam to samo co on, po woli wciągając makaron do buzi, przez co twarz Gerarda była coraz bliżej mojej.
   - Głupek - mruknęłam przez zaciśnięte zęby i wtedy poczułam słodkie usta mojego chłopaka na moich. - Ale za to bardzo cię kocham - przygryzłam dolną wargę, po czym piłkarz ujął moją twarz w dłonie i znów mnie pocałował.

Wesołych Świąt! 
Życzą Coppernicana i Nataleczka :)