piątek, 7 lutego 2014

Pierwszy: Wdech i wydech

 LIVIA

Posiedziałam chwilę z rodzicami, którzy wypytywali o to co się dzieje w stolicy ich regionu, co u mnie i mojego bliźniaka, a później wyszłam z młodszą siostrą na spacer. Chciałam wyciągnąć od Carloty wszystko na temat jej nowego chłopaka, o którym wiedziałam na razie jako jedyna.
   - Livia, a ty kiedy w końcu sobie kogoś znajdziesz? - usłyszałam pytanie. - Ale tak na stałe, a nie na miesiąc.
   - Nie wiem. Jeszcze mam na to czas. - wzruszyłam ramionami.
   - Na co czekasz? Na księcia z bajki, który przyjedzie po ciebie na białym koniu? - zaśmiała się dwudziestodwulatka.
   - Ee, mi wystarczy jak będzie miał biały samochód. - zmarszczyłam nosek.
   - No wiesz, jednym przyjechałaś. Wszyscy wiedzą, że to samochód Gerarda.
   - I? - zapytałam. - To przecież nic nie znaczy. Często mi go pożycza gdy nasz braciszek ma humorki. - mówiłam.
   - Chyba za często. - poruszył brwiami Carlota.
   - Spadaj na drzewo, co? Albo szoruj pilnować Sergio, żeby ci go jakaś nie sprzątnęła! - zbulwersowałam się, a młodsza pokazała mi tylko język. Wybuchnęłyśmy śmiechem i obejmując się ramieniem, ruszyłyśmy w drogę powrotną do domu. Pomimo czterech lat, które nas dzieliły, na prawdę się rozumiałyśmy. Byłyśmy przyjaciółkami. Z resztą całą trójką byliśy tak wychowani. Niekiedy byliśmy dla siebie wredni i uciążliwi, ale gdyby było trzeba, skoczylibyśmy za sobą w ogień.
  Około dziewiętnastej znów zajęłam miejsce kierowcy w samochodzie Pique i obrałam powrotny kurs na Barcelonę. Jechałam autostradą, śpiewając równo ze słowami Daniego Martineza, z jednej z jego piosenek, z naciągniętymi na nos przeciwsłonecznymi okularami obrońcy, które znalazłam w schowku. Przejechałam już kawałek, gdy w pewnym momencie zauważyłam młodą dziewczynę, stojącą na poboczu z wyciągniętym kciukiem. Liczyła na stopa. Jechałam sama, więc towarzystwo nie zaszkodzi, a poza tym, tylko mi pomoże. Zatrzymałam Audi za blondynką, która od razu podbiegła do samochodu. Przeciągnęłam się by otworzyć jej drzwi od strony pasażera.
   - Jedziesz może do Barcelony? - usłyszałam lekko zziajany głos drobnej blondwłosej dziewczyny.
   - Masz szczęście, wsiadaj. - uśmiechnęłam się i zaprosiłam ją do środka, jednym ruchem ręki.
   - Dzięki ci wielkie. Na prawdę mnie ratujesz! - ucieszyła się.
   - Livia. - wyciągnęłam dłoń w jej kierunku, zanim ponownie wystartowałam.
   - Zoe. - odparła.
   - Więc Zoe, wracasz do domu czy może do kogoś jedziesz?
   - Wracam. Na stacji, jakiś idiota wyrwał mi z ręki torebkę i uciekł. Było praktycznie pusto, a ja bym go nie dogoniła. Portfel z pieniędzmi i dokumentami, telefon... Przepadło. - mruknęła, wbijając wzrok w szybę za którą przemijał kataloński krajobraz.
   - Przykro mi. - skrzywiłam się. - Może chcesz gdzieś zadzwonić? - wyjęłam z kieszeni swoją komórkę, nie odrywając wzroku od jezdni.
   - Jeżeli mogłabym, to do siostry. Nie chcę by się martwiła. - powiedziała niepewnie Zoe.
   - Pewnie, trzymaj. - uśmiechnęłam się, podając jej telefon. Z usłyszanej rozmowy wywnioskowałam, że siostra mojej pasażerki jest nieco młodsza i ma na imię Carmen.
   - Prócz siostry, masz jeszcze jakieś rodzeństwo? - zapytałam by jakoś kontynuować konwersacje, gdy tamta skończyła rozmowę.
   - Dzięki. - wskazała na telefon, chcąc mi go podać, ale pokazałam by ułożyła go w stojaku, przymocowanym do przedniej szyby. - Nie, mam tylko ją jedną. A ty? - uśmiechnęła się lekko.
   - Też mam młodszą siostrę, ale i także swojego bliźniaka.
   - Masz bliźniaka?! Musisz mieć ciekawie.
   - Taa, wnerwiający i z racji, że wyszedł na świat te dwadzieścia minut wcześniej, to myśli, że pozjadał wszystkie rozumy... - prychnęłam i przewróciłam oczami. - Ostatnio zepsuł mi mój samochód, a dziś nie chciał pożyczyć swojego! Ten wzięłam od naszego kumpla, którego zawsze biorę na litość. - zaśmiałam się na końcu.
   - To w takim razie masz dobrego kumpla. - uśmiechnęła się.
   - Wspaniałego. - odparłam wzdychając z kącikami ust, uniesionymi ku górze.
Wtedy samochód zaczął samowolnie zwalniać. Dziwne. Naciskałam na pedał gazu, ale to nic nie dawało.
   - Cholera, co jest?! - mruknęłam. Zjechałam na pobocze i zatrzymałam wóz. Znów przekręciłam kluczyk w stacyjce, zabuczał głucho i zgasł. Ponowiłam próbę i nic. To samo. - No jak?! - krzyknęłam zdenerwowana. Blondynka siedziała cicho i przyglądała mi się. - No genialne! - dodałam i sięgnęłam po swój telefon. Wybrałam numer i przyłożyłam komórkę do ucha, a drugą dłoń położyłam na kierownicy, wystukując nieokreślony rytm palcami. - No cześć braciszku... - zaczęłam niepewnie. - Mam pewien problem... Samochód stanął i nie chce jechać... Głupku, nie śmiej się tylko przyjedź! Jestem w mniej więcej w połowie drogi z Arenys de Mar do Barcelony... Czekam! - rozłączyłam się. 
   - I co teraz? - zapytała Zoe. 
   - Zaczekamy na naszego brata. - westchnęłam. 
  Jakieś dwadzieścia minut później podjechało pod nas srebrne Audi R8, z którego wysiadło dwóch mężczyzn. Jeden rozbawiony, a drugi przejęty. 
   - Mój samochód! Livia! Samochód! Co?! Się?! Stało?! - histeryzował. 
   - Gerard, spokojnie. Wdech i wydech. - położyłam dłoń na jego ramieniu. - Jechał, jechał i tak sobie nagle zaczął zwalniać i stanął! - wytłumaczyłam, a tamten nadal stał i ze zwieszoną miną wpatrywał się w samochód.
   - Ja nie jestem Cesc, ja nie zepsuję samochodu. - miauczał Francesc, naśladując mnie. 
   - Bo go nie zepsułam! Sam się zepsuł! Prawda Zoe?! - spojrzałam na dziewczynę. - A właśnie, to jest Zoe, a to mój brat Cesc i przyjaciel Gerard. - powiedziałam szybko.

ZOE

  - Miło mi poznać. - uśmiechnęłam się lekko, gdyż tamci stali przy zepsutym aucie.
  - Nic na to nie poradzimy. Trzeba będzie wezwać lawetę. - oświadczył przyjaciel Livii zamykając maskę swojego samochodu.
  - Ja zawsze przynoszę pecha. - powiedziałam prawie szeptem w stronę brunetki.
  - To wcale nie twoja wina. Geri nigdy nie oddaje swoich autek na przeglądy i widzisz jak to się kończy. - uspokajała mnie.
Pomoc zjawiła się po godzinie. Gerard załatwił wszystkie formalności i wszyscy wsiedliśmy do srebrnego Audi.
  - A więc Zoe gdzie mieszkasz ? - zapytał braciszek mojej nowej znajomej.
  - Mieszkam na obrzeżach. To już niedaleko. Możesz mnie tu zaraz wysadzić. - powiedziałam.
  - No coś ty nie wygłupiaj się, Cesc podwiezie Cię pod same drzwi. Nie pozwolę Ci włóczyć się wieczorem po ulicy. - oświadczyła brunetka.
  - Naprawdę nie musicie. Poradzę sobie.
  - Ależ trzeba. Jak moglibyśmy zostawić Cię na środku ulicy. - teraz z kolei zabrał głos Gerard.
  - Gdzie mam teraz skręcić ? - zapytał mężczyzna za kółkiem.
  - Teraz w prawo. - odpowiedziałam.
Poinstruowałam chłopaka jak dojechać do mojego mieszkania. Gdy auto zatrzymało się przed moim "apartamentem",   pożegnałam się ze wszystkimi, a Livia wcisnęła mi do ręki karteczkę ze swoim numerem telefonu. Poczekałam aż samochód zniknie mi z oczu i dopiero wtedy weszłam do mieszkania.
  - Martwiłam się o Ciebie. - powiedziała młodsza siostra stojąc w drzwiach.
  - Przepraszam, ale tej dziewczynie, która mnie podwoziła auto nawaliło. Musiałyśmy czekać na pomoc drogową. - odpowiedziałam.
  - A co z twoją torebką i pieniędzmi ? Zgłosiłaś to już na policję ? - dopytywała się.
  - Zrobię to jutro. Mam za dużo wrażeń jak na jeden dzień. Jestem bardzo zmęczona. Wykąpie się i wskakuje do łóżeczka. - powiedziałam i ucałowałam Carmen w policzek.
  Obudziłam się dość wcześnie. W nocy śnił mi się Cesc - brat nowo poznanej dziewczyny. Potraktowałam to jako zwykły przypadek. Nie myślałam o żadnym przeznaczeniu albo i innych głupotach, które mogłyby zaprzątać mi głowę. Byłam skupiona tylko na jednym - zgłoszeniu wczorajszej kradzieży. Zrobiłam szybko śniadanie z resztek, które pozostały w lodówce. Carmen jeszcze spała, a nie miałam sumienia, żeby ją budzić, więc wyszłam po cichu i udałam się w stronę najbliższej komendy policji. Weszłam po schodkach prowadzących do głównego wejścia. W recepcji powiedzieli, gdzie będę mogła znaleźć to czego szukałam. Udałam się na drugie piętro. Stanęłam przed szklanymi drzwiami na których widniał napis "Do spraw kradzieży i napaści.
Pchnęłam ciężkie drzwi i zajęłam miejsce w kolejce. Kiedy już w końcu doczekałam się na swoją kolej, minęło czterdzieści minut.
  - Chciałam zgłosić kradzież ... - zaczęłam, ale zacięłam się gdy przed sobą ujrzała Livię. Z początku nie zwracałam uwagi na osobę, która zajmowała się tymi sprawami, a teraz mocno się zdziwiłam.
  - Ooo... Hej - powiedziała.
  - Cześć. Widzisz chciałabym zgłosić ta wczorajszą sprawę. Bardzo mi na tym zależy. - mówiła.
  - Postaram się jakoś tym zająć. Możesz na mnie liczyć.
  - Od dawna tu pracujesz ? - spytałam.
  - W zasadzie już prawie rok. Odbywam tu coś w rodzaju stażu. Jedynie na co mogę narzekać, to to, że całymi dniami przesiaduje w biurze, ale tu mi dobrze. - odpowiedziała i lekko się uśmiechnęła.
  - Zostawię Ci numer mojej młodszej siostry. Jeśli będzie coś wiadomo, to zadzwoń. - oznajmiłam.
Pożegnałam się jeszcze i wróciła do domu. Carmen jeszcze smacznie spała, a ja postanowiłam odpalić swojego laptopa i poszukać jakiś ofert pracy. Nie miałam nadziei na to, że szybko coś się znajdzie.
___________________________
Dzisiaj Nataleczka śmigała pierwszy raz na nartach i było naprawdę super! Jestem okropnie zmęczona i wszystko mnie boli, ale było warto! 

6 komentarzy:

  1. tez bym chciała poznać takiego Cesca i Gerarda ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Ta to ma szczęście, przez przypadek poznała Cesca i Gerarda... żyć nie umierać.
    Jestem bardzo ciekawa rozwinięcia akcji, dlatego nie mogę doczekać się następnego rozdziału <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetnie się zaczyna i czekam na więcej :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Gerard ma nauczkę, że powinien bardziej dbać o swój samochód. Ale dzięki temu, że się popsuł to Zoe poznała dwójkę przystojnych piłkarzy. Tylko pozazdrościć. Mam nadzieję, że Livia szybko znajdzie skradzioną torebkę. Czekam na kolejny!

    OdpowiedzUsuń
  5. Ojaaaa :) Podoba mi się to wasze opowiadanie :)
    Wybaczcie, że tak późno czytam, ale ostatnio nie wyrabiałam z czytaniem :* Weny !

    OdpowiedzUsuń
  6. Już wpadłam :D Jestem ogromnie ciekawa, jak to wszystko się tutaj potoczy. Proszę o informowanie mnie o nowościach na GG: 8675263, lub na blogu: www.el--tiempo--de--ti.blogspot.com. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń