LIVIA
Posiedziałam chwilę z rodzicami,
którzy wypytywali o to co się dzieje w stolicy ich regionu, co u
mnie i mojego bliźniaka, a później wyszłam z młodszą siostrą
na spacer. Chciałam wyciągnąć od Carloty wszystko na temat jej
nowego chłopaka, o którym wiedziałam na razie jako jedyna.
- Livia, a ty kiedy w końcu sobie kogoś znajdziesz? - usłyszałam pytanie. - Ale tak na stałe, a nie na miesiąc.
- Nie wiem. Jeszcze mam na to czas. - wzruszyłam ramionami.
- Na co czekasz? Na księcia z bajki, który przyjedzie po ciebie na białym koniu? - zaśmiała się dwudziestodwulatka.
- Ee, mi wystarczy jak będzie miał biały samochód. - zmarszczyłam nosek.
- No wiesz, jednym przyjechałaś. Wszyscy wiedzą, że to samochód Gerarda.
- I? - zapytałam. - To przecież nic nie znaczy. Często mi go pożycza gdy nasz braciszek ma humorki. - mówiłam.
- Chyba za często. - poruszył brwiami Carlota.
- Spadaj na drzewo, co? Albo szoruj pilnować Sergio, żeby ci go jakaś nie sprzątnęła! - zbulwersowałam się, a młodsza pokazała mi tylko język. Wybuchnęłyśmy śmiechem i obejmując się ramieniem, ruszyłyśmy w drogę powrotną do domu. Pomimo czterech lat, które nas dzieliły, na prawdę się rozumiałyśmy. Byłyśmy przyjaciółkami. Z resztą całą trójką byliśy tak wychowani. Niekiedy byliśmy dla siebie wredni i uciążliwi, ale gdyby było trzeba, skoczylibyśmy za sobą w ogień.
Około dziewiętnastej znów zajęłam miejsce kierowcy w samochodzie Pique i obrałam powrotny kurs na Barcelonę. Jechałam autostradą, śpiewając równo ze słowami Daniego Martineza, z jednej z jego piosenek, z naciągniętymi na nos przeciwsłonecznymi okularami obrońcy, które znalazłam w schowku. Przejechałam już kawałek, gdy w pewnym momencie zauważyłam młodą dziewczynę, stojącą na poboczu z wyciągniętym kciukiem. Liczyła na stopa. Jechałam sama, więc towarzystwo nie zaszkodzi, a poza tym, tylko mi pomoże. Zatrzymałam Audi za blondynką, która od razu podbiegła do samochodu. Przeciągnęłam się by otworzyć jej drzwi od strony pasażera.
- Jedziesz może do Barcelony? - usłyszałam lekko zziajany głos drobnej blondwłosej dziewczyny.
- Masz szczęście, wsiadaj. - uśmiechnęłam się i zaprosiłam ją do środka, jednym ruchem ręki.
- Dzięki ci wielkie. Na prawdę mnie ratujesz! - ucieszyła się.
- Livia. - wyciągnęłam dłoń w jej kierunku, zanim ponownie wystartowałam.
- Zoe. - odparła.
- Więc Zoe, wracasz do domu czy może do kogoś jedziesz?
- Wracam. Na stacji, jakiś idiota wyrwał mi z ręki torebkę i uciekł. Było praktycznie pusto, a ja bym go nie dogoniła. Portfel z pieniędzmi i dokumentami, telefon... Przepadło. - mruknęła, wbijając wzrok w szybę za którą przemijał kataloński krajobraz.
- Przykro mi. - skrzywiłam się. - Może chcesz gdzieś zadzwonić? - wyjęłam z kieszeni swoją komórkę, nie odrywając wzroku od jezdni.
- Jeżeli mogłabym, to do siostry. Nie chcę by się martwiła. - powiedziała niepewnie Zoe.
- Pewnie, trzymaj. - uśmiechnęłam się, podając jej telefon. Z usłyszanej rozmowy wywnioskowałam, że siostra mojej pasażerki jest nieco młodsza i ma na imię Carmen.
- Prócz siostry, masz jeszcze jakieś rodzeństwo? - zapytałam by jakoś kontynuować konwersacje, gdy tamta skończyła rozmowę.
- Dzięki. - wskazała na telefon, chcąc mi go podać, ale pokazałam by ułożyła go w stojaku, przymocowanym do przedniej szyby. - Nie, mam tylko ją jedną. A ty? - uśmiechnęła się lekko.
- Też mam młodszą siostrę, ale i także swojego bliźniaka.
- Masz bliźniaka?! Musisz mieć ciekawie.
- Taa, wnerwiający i z racji, że wyszedł na świat te dwadzieścia minut wcześniej, to myśli, że pozjadał wszystkie rozumy... - prychnęłam i przewróciłam oczami. - Ostatnio zepsuł mi mój samochód, a dziś nie chciał pożyczyć swojego! Ten wzięłam od naszego kumpla, którego zawsze biorę na litość. - zaśmiałam się na końcu.
- To w takim razie masz dobrego kumpla. - uśmiechnęła się.
- Wspaniałego. - odparłam wzdychając z kącikami ust, uniesionymi ku górze.
Wtedy samochód zaczął samowolnie zwalniać. Dziwne. Naciskałam na pedał gazu, ale to nic nie dawało.
- Cholera, co jest?! - mruknęłam. Zjechałam na pobocze i zatrzymałam wóz. Znów przekręciłam kluczyk w stacyjce, zabuczał głucho i zgasł. Ponowiłam próbę i nic. To samo. - No jak?! - krzyknęłam zdenerwowana. Blondynka siedziała cicho i przyglądała mi się. - No genialne! - dodałam i sięgnęłam po swój telefon. Wybrałam numer i przyłożyłam komórkę do ucha, a drugą dłoń położyłam na kierownicy, wystukując nieokreślony rytm palcami. - No cześć braciszku... - zaczęłam niepewnie. - Mam pewien problem... Samochód stanął i nie chce jechać... Głupku, nie śmiej się tylko przyjedź! Jestem w mniej więcej w połowie drogi z Arenys de Mar do Barcelony... Czekam! - rozłączyłam się.
- Livia, a ty kiedy w końcu sobie kogoś znajdziesz? - usłyszałam pytanie. - Ale tak na stałe, a nie na miesiąc.
- Nie wiem. Jeszcze mam na to czas. - wzruszyłam ramionami.
- Na co czekasz? Na księcia z bajki, który przyjedzie po ciebie na białym koniu? - zaśmiała się dwudziestodwulatka.
- Ee, mi wystarczy jak będzie miał biały samochód. - zmarszczyłam nosek.
- No wiesz, jednym przyjechałaś. Wszyscy wiedzą, że to samochód Gerarda.
- I? - zapytałam. - To przecież nic nie znaczy. Często mi go pożycza gdy nasz braciszek ma humorki. - mówiłam.
- Chyba za często. - poruszył brwiami Carlota.
- Spadaj na drzewo, co? Albo szoruj pilnować Sergio, żeby ci go jakaś nie sprzątnęła! - zbulwersowałam się, a młodsza pokazała mi tylko język. Wybuchnęłyśmy śmiechem i obejmując się ramieniem, ruszyłyśmy w drogę powrotną do domu. Pomimo czterech lat, które nas dzieliły, na prawdę się rozumiałyśmy. Byłyśmy przyjaciółkami. Z resztą całą trójką byliśy tak wychowani. Niekiedy byliśmy dla siebie wredni i uciążliwi, ale gdyby było trzeba, skoczylibyśmy za sobą w ogień.
Około dziewiętnastej znów zajęłam miejsce kierowcy w samochodzie Pique i obrałam powrotny kurs na Barcelonę. Jechałam autostradą, śpiewając równo ze słowami Daniego Martineza, z jednej z jego piosenek, z naciągniętymi na nos przeciwsłonecznymi okularami obrońcy, które znalazłam w schowku. Przejechałam już kawałek, gdy w pewnym momencie zauważyłam młodą dziewczynę, stojącą na poboczu z wyciągniętym kciukiem. Liczyła na stopa. Jechałam sama, więc towarzystwo nie zaszkodzi, a poza tym, tylko mi pomoże. Zatrzymałam Audi za blondynką, która od razu podbiegła do samochodu. Przeciągnęłam się by otworzyć jej drzwi od strony pasażera.
- Jedziesz może do Barcelony? - usłyszałam lekko zziajany głos drobnej blondwłosej dziewczyny.
- Masz szczęście, wsiadaj. - uśmiechnęłam się i zaprosiłam ją do środka, jednym ruchem ręki.
- Dzięki ci wielkie. Na prawdę mnie ratujesz! - ucieszyła się.
- Livia. - wyciągnęłam dłoń w jej kierunku, zanim ponownie wystartowałam.
- Zoe. - odparła.
- Więc Zoe, wracasz do domu czy może do kogoś jedziesz?
- Wracam. Na stacji, jakiś idiota wyrwał mi z ręki torebkę i uciekł. Było praktycznie pusto, a ja bym go nie dogoniła. Portfel z pieniędzmi i dokumentami, telefon... Przepadło. - mruknęła, wbijając wzrok w szybę za którą przemijał kataloński krajobraz.
- Przykro mi. - skrzywiłam się. - Może chcesz gdzieś zadzwonić? - wyjęłam z kieszeni swoją komórkę, nie odrywając wzroku od jezdni.
- Jeżeli mogłabym, to do siostry. Nie chcę by się martwiła. - powiedziała niepewnie Zoe.
- Pewnie, trzymaj. - uśmiechnęłam się, podając jej telefon. Z usłyszanej rozmowy wywnioskowałam, że siostra mojej pasażerki jest nieco młodsza i ma na imię Carmen.
- Prócz siostry, masz jeszcze jakieś rodzeństwo? - zapytałam by jakoś kontynuować konwersacje, gdy tamta skończyła rozmowę.
- Dzięki. - wskazała na telefon, chcąc mi go podać, ale pokazałam by ułożyła go w stojaku, przymocowanym do przedniej szyby. - Nie, mam tylko ją jedną. A ty? - uśmiechnęła się lekko.
- Też mam młodszą siostrę, ale i także swojego bliźniaka.
- Masz bliźniaka?! Musisz mieć ciekawie.
- Taa, wnerwiający i z racji, że wyszedł na świat te dwadzieścia minut wcześniej, to myśli, że pozjadał wszystkie rozumy... - prychnęłam i przewróciłam oczami. - Ostatnio zepsuł mi mój samochód, a dziś nie chciał pożyczyć swojego! Ten wzięłam od naszego kumpla, którego zawsze biorę na litość. - zaśmiałam się na końcu.
- To w takim razie masz dobrego kumpla. - uśmiechnęła się.
- Wspaniałego. - odparłam wzdychając z kącikami ust, uniesionymi ku górze.
Wtedy samochód zaczął samowolnie zwalniać. Dziwne. Naciskałam na pedał gazu, ale to nic nie dawało.
- Cholera, co jest?! - mruknęłam. Zjechałam na pobocze i zatrzymałam wóz. Znów przekręciłam kluczyk w stacyjce, zabuczał głucho i zgasł. Ponowiłam próbę i nic. To samo. - No jak?! - krzyknęłam zdenerwowana. Blondynka siedziała cicho i przyglądała mi się. - No genialne! - dodałam i sięgnęłam po swój telefon. Wybrałam numer i przyłożyłam komórkę do ucha, a drugą dłoń położyłam na kierownicy, wystukując nieokreślony rytm palcami. - No cześć braciszku... - zaczęłam niepewnie. - Mam pewien problem... Samochód stanął i nie chce jechać... Głupku, nie śmiej się tylko przyjedź! Jestem w mniej więcej w połowie drogi z Arenys de Mar do Barcelony... Czekam! - rozłączyłam się.
- I co teraz? - zapytała
Zoe.
- Zaczekamy na naszego
brata. - westchnęłam.
Jakieś dwadzieścia minut
później podjechało pod nas srebrne Audi R8, z którego wysiadło
dwóch mężczyzn. Jeden rozbawiony, a drugi przejęty.
- Mój samochód! Livia!
Samochód! Co?! Się?! Stało?! - histeryzował.
- Gerard, spokojnie. Wdech
i wydech. - położyłam dłoń na jego ramieniu. - Jechał, jechał
i tak sobie nagle zaczął zwalniać i stanął! - wytłumaczyłam, a
tamten nadal stał i ze zwieszoną miną wpatrywał się w samochód.
- Ja nie jestem Cesc, ja
nie zepsuję samochodu. - miauczał Francesc, naśladując mnie.
- Bo go nie zepsułam! Sam
się zepsuł! Prawda Zoe?! - spojrzałam na dziewczynę. - A właśnie,
to jest Zoe, a to mój brat Cesc i przyjaciel Gerard. - powiedziałam
szybko.
ZOE
- Miło mi poznać. -
uśmiechnęłam się lekko, gdyż tamci stali przy zepsutym aucie.
- Nic na to nie poradzimy.
Trzeba będzie wezwać lawetę. - oświadczył przyjaciel Livii
zamykając maskę swojego samochodu.
- Ja zawsze przynoszę pecha. -
powiedziałam prawie szeptem w stronę brunetki.
- To wcale nie twoja wina. Geri
nigdy nie oddaje swoich autek na przeglądy i widzisz jak to się
kończy. - uspokajała mnie.
Pomoc zjawiła się po godzinie. Gerard
załatwił wszystkie formalności i wszyscy wsiedliśmy do srebrnego
Audi.
- A więc Zoe gdzie mieszkasz ?
- zapytał braciszek mojej nowej znajomej.
- Mieszkam na obrzeżach. To już
niedaleko. Możesz mnie tu zaraz wysadzić. - powiedziałam.
- No coś ty nie wygłupiaj się,
Cesc podwiezie Cię pod same drzwi. Nie pozwolę Ci włóczyć się
wieczorem po ulicy. - oświadczyła brunetka.
- Naprawdę nie musicie. Poradzę
sobie.
- Ależ trzeba. Jak moglibyśmy
zostawić Cię na środku ulicy. - teraz z kolei zabrał głos
Gerard.
- Gdzie mam teraz skręcić ? -
zapytał mężczyzna za kółkiem.
- Teraz w prawo. -
odpowiedziałam.
Poinstruowałam chłopaka jak dojechać do mojego mieszkania. Gdy auto zatrzymało się przed moim "apartamentem", pożegnałam się ze wszystkimi, a Livia wcisnęła mi do ręki karteczkę ze swoim numerem telefonu. Poczekałam aż samochód zniknie mi z oczu i dopiero wtedy weszłam do mieszkania.
Poinstruowałam chłopaka jak dojechać do mojego mieszkania. Gdy auto zatrzymało się przed moim "apartamentem", pożegnałam się ze wszystkimi, a Livia wcisnęła mi do ręki karteczkę ze swoim numerem telefonu. Poczekałam aż samochód zniknie mi z oczu i dopiero wtedy weszłam do mieszkania.
- Martwiłam się o Ciebie. -
powiedziała młodsza siostra stojąc w drzwiach.
- Przepraszam, ale tej
dziewczynie, która mnie podwoziła auto nawaliło. Musiałyśmy
czekać na pomoc drogową. - odpowiedziałam.
- A co z twoją torebką i
pieniędzmi ? Zgłosiłaś to już na policję ? - dopytywała się.
- Zrobię to jutro. Mam za dużo
wrażeń jak na jeden dzień. Jestem bardzo zmęczona. Wykąpie się
i wskakuje do łóżeczka. - powiedziałam i ucałowałam Carmen w
policzek.
Obudziłam się dość wcześnie.
W nocy śnił mi się Cesc - brat nowo poznanej dziewczyny.
Potraktowałam to jako zwykły przypadek. Nie myślałam o żadnym
przeznaczeniu albo i innych głupotach, które mogłyby zaprzątać
mi głowę. Byłam skupiona tylko na jednym - zgłoszeniu wczorajszej
kradzieży. Zrobiłam szybko śniadanie z resztek, które pozostały
w lodówce. Carmen jeszcze spała, a nie miałam sumienia, żeby ją
budzić, więc wyszłam po cichu i udałam się w stronę najbliższej
komendy policji. Weszłam po schodkach prowadzących do głównego
wejścia. W recepcji powiedzieli, gdzie będę mogła znaleźć to
czego szukałam. Udałam się na drugie piętro. Stanęłam przed
szklanymi drzwiami na których widniał napis "Do spraw
kradzieży i napaści.
Pchnęłam ciężkie drzwi i zajęłam
miejsce w kolejce. Kiedy już w końcu doczekałam się na swoją
kolej, minęło czterdzieści minut.
- Chciałam zgłosić kradzież
... - zaczęłam, ale zacięłam się gdy przed sobą ujrzała Livię.
Z początku nie zwracałam uwagi na osobę, która zajmowała się
tymi sprawami, a teraz mocno się zdziwiłam.
- Ooo... Hej - powiedziała.
- Cześć. Widzisz chciałabym
zgłosić ta wczorajszą sprawę. Bardzo mi na tym zależy. - mówiła.
- Postaram się jakoś tym
zająć. Możesz na mnie liczyć.
- Od dawna tu pracujesz ? -
spytałam.
- W zasadzie już prawie rok.
Odbywam tu coś w rodzaju stażu. Jedynie na co mogę narzekać, to
to, że całymi dniami przesiaduje w biurze, ale tu mi dobrze. -
odpowiedziała i lekko się uśmiechnęła.
- Zostawię Ci numer mojej
młodszej siostry. Jeśli będzie coś wiadomo, to zadzwoń. -
oznajmiłam.
Pożegnałam się jeszcze i wróciła do domu. Carmen jeszcze smacznie spała, a ja postanowiłam odpalić swojego laptopa i poszukać jakiś ofert pracy. Nie miałam nadziei na to, że szybko coś się znajdzie.
___________________________Pożegnałam się jeszcze i wróciła do domu. Carmen jeszcze smacznie spała, a ja postanowiłam odpalić swojego laptopa i poszukać jakiś ofert pracy. Nie miałam nadziei na to, że szybko coś się znajdzie.
Dzisiaj Nataleczka śmigała pierwszy raz na nartach i było naprawdę super! Jestem okropnie zmęczona i wszystko mnie boli, ale było warto!
tez bym chciała poznać takiego Cesca i Gerarda ^^
OdpowiedzUsuńTa to ma szczęście, przez przypadek poznała Cesca i Gerarda... żyć nie umierać.
OdpowiedzUsuńJestem bardzo ciekawa rozwinięcia akcji, dlatego nie mogę doczekać się następnego rozdziału <3
Świetnie się zaczyna i czekam na więcej :)
OdpowiedzUsuńGerard ma nauczkę, że powinien bardziej dbać o swój samochód. Ale dzięki temu, że się popsuł to Zoe poznała dwójkę przystojnych piłkarzy. Tylko pozazdrościć. Mam nadzieję, że Livia szybko znajdzie skradzioną torebkę. Czekam na kolejny!
OdpowiedzUsuńOjaaaa :) Podoba mi się to wasze opowiadanie :)
OdpowiedzUsuńWybaczcie, że tak późno czytam, ale ostatnio nie wyrabiałam z czytaniem :* Weny !
Już wpadłam :D Jestem ogromnie ciekawa, jak to wszystko się tutaj potoczy. Proszę o informowanie mnie o nowościach na GG: 8675263, lub na blogu: www.el--tiempo--de--ti.blogspot.com. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuń