LIVIA
Sezon dobiegł końca, a
zostało tylko kilka już mało znaczących meczy, więc trener dał
wolne już tym, którzy zostali powołani na Puchar Konfederacji i
postanowił powpuszczać młodzików na boisko. Cesc od wczoraj
chodził taki jakiś podniecony i nie chciał nic mówić. Nawet z
ciekawości zadzwoniłam do Zoe, ale ta także nic nie wiedziała, aż
w końcu dziś popołudniu wygadał się Pique, który oczywiście od
razu przekazał tą wiadomość mnie, że Cesc postanowił zrobić
prezent Zoe i zabrać ją na kilka dni na Mallorce. Ucieszyłam się
z tego powodu, bo chciałam szczęścia brata i przyjaciółki.
Francesc już wszystko porządnie ukartował, a nawet zmówił się z
Carmen, która spakowała swoją siostrę pod jej nieobecność i na
ten czas umówiła się z koleżanką, że zamieszka u niej. Mój
brat po prostu uprowadził tam Zoe!
Z racji, że godzinę temu Cesc
i Zoe już wylądowali na wyspie, ja na luzie leżałam sobie na
hamaku w ogrodzie wtulona w mojego wielkoluda.
- Geri, nudzi mi się. - mruknęłam z
zamkniętymi oczami.
- Skoro nie ma już Cesca to możemy w
końcu robić wszystko, na co tylko mamy ochotę. - powiedział.
- Sęk w tym, że ja nie wiem na co mam
ochotę. - jęknęłam, a on się zaśmiał. - Też gdzieś pojedźmy.
- spojrzałam na niego po chwili.
- Ibiza, Seszele, a może wyspy
dziewicze ... - zaczął wyliczać.
- Ibiza mi się już znudziła, na
Seszelach jest twój brat, a... - zacięłam się. - Ty sam jesteś
jak ta dziewica! - oberwał po głowie.
- Dzięki tobie już nie. - pokazał mi
język.
- Głupek - cmoknęłam go w policzek.
- Jedźmy do Paryża! - zawołałam.
- Do Disneylandu! - krzyknął. - Lecę
zabukować dla nas bilety.
- Wy z Cesciem chyba nigdy nie
dorośniecie - pokręciłam głową. - Ale dobra, sama bym tam
poszła.
- No widzisz, w tobie też jeszcze
drzemie takie duże dziecko. - uśmiechnął się i mnie pocałował.
- Ale na wieżę Eiffela też
pójdziemy! - postanowiłam.
- Mam lęk wysokości. - uśmiechnął
się.
- No tak, a na kolejce pewnie zaraz ci
on minie - zaśmiałam się.
- Kolejka to całkiem co innego. -
wyszczerzył się.
- I tak cię tam zaciągnę! -
pokręciłam głową. - Bo w końcu mi nie odmówisz - szepnęłam mu
do ucha.
- Jeśli dobrze się postarasz to wejdę
i nawet na Time Squere!
- Postarać się mogę, ale jak ty na
to zasłużysz! - pokazałam mu język.
- Ostatnio bardzo sobie zasłużyłem.
- I biedak nie dostał nagrody, bo zły
braciszek był na miejscu - pokręciłam głową, śmiejąc się z
niego.
- Teraz musisz to nadrobić z jeszcze
większym zaangażowaniem. - mruknął mi do ucha.
- Kusisz Pique, kusisz - wyszczerzyłam
się i przesunęłam delikatnie czubkiem swojego nosa po jego
policzku, potem szyi i zostawiłam tam kilka pocałunków. - A teraz
Gerard, wstajemy - zaśmiałam mu się do ucha i wygramoliłam z
hamaka. Mina mężczyzny była wprost epicka.Wstał zaraz za mną i
dogonił, bo kierowałam się już do domu. Objął mnie ramieniem i
weszliśmy razem. Usiedliśmy przy moim laptopie i zabraliśmy się
za rezerwacje biletów.
ZOE
Cesc podstępem po raz kolejny wpakował
mnie do samochodu, gdzie czekała już starannie spakowana walizka
oraz bagaż podręczny. Po jakiejś godzinie jazdy byliśmy już na
lotnisku El Prat. Potem przeszliśmy przez wszystkie kontrole i w
końcu zajęliśmy swoje miejsca w samolocie. Oczywiście wypchnęłam
go z fotela koło okna, bo w końcu coś mi się należy za szereg
porwań.
- Jesteś niemożliwy. Mogłeś mi
powiedzieć. - powiedziałam udając obrażoną.
- Chciałem ci zrobić niespodziankę -
uśmiechnął się słodko i chwycił za moją dłoń.
- A teraz powiedz gdzie to mnie
wieziesz?
- Na takie małe wakacje zanim pojadę
na zgrupowanie z reprezentacją. Co powiesz na Mallorce? - poruszył
brwiami.
- Zawsze chciałam tam polecieć! Ale
naprawdę nie musiałeś mnie nigdzie zabierać. - mocniej ścisnęłam
jego dłoń.
- Po prostu chciałem spędzić z tobą
trochę czasu. - uśmiechnął się. - Livia stwierdziła, że to
dobry pomysł, ale zostawiam ją na pastwę nudów, ale znając życie
to Pique pewnie pogra jej tam na nerwach. - pokręcił głową.
- Nie tylko na nerwach. - powiedziałam
pod nosem.
- Mówiłaś coś? - spojrzał na mnie
pytająco. - A z resztą... Co ty na to, żeby polecieć też ze mną
na Puchar Konfederacji, hmm? Możesz zabrać Carmen, jeżeli będzie
chciała.
- Nie sądzę, żeby miała na to
ochotę ale ja z chęcią pojadę. Może będziesz miał większą
motywację do strzelania bramek. - puściłam do niego oczko.
- Jeżeli będzie na mnie czekać
nagroda, to czemu nie? - wyszczerzył się.
- Jeśli będziesz się starał. -
pokazałam mu język.
- Nie żeby coś, ale ja się zawsze
staram - prychną zabawnie.
- Tak Cescy, tak. - poklepałam go po
ramieniu i przysunęłam się bliżej okna, aby podziwiać widoki
roztaczające się za nim. Niedługo później samolot już zaczął
podchodzić do lądowania i byliśmy na miejscu. Na lotnisku
zabraliśmy swoje rzeczy i złapaliśmy taksówkę, która zawiozła
nas do hotelu, który wynajął Fabregas. Zapytałam go co to będzie
za hotel, a on odparł że taki sobie, a gdy już wysiadaliśmy z
taksówki to 'taki sobie hotel' okazał się być ogromny i
luksusowy! - Cesc to musiało kosztować fortunę. - jęknęłam.
- Nie, wcale nie. - pokręcił głową
i podszedł do recepcji by nas zameldować.
- Nie wiem co mam powiedzieć. Tu jest
tak pięknie. - zachwycałam się każdym zakątkiem hotelu a jeszcze
bardziej naszym ogromnym pokojem, gdzie znajdowało się jeszcze
większe łóżko.
- Że zapiera ci dech w piersiach, i
tak dalej, i dalej - zaśmiał się, obejmując mnie od tyłu.
- Nie śmiej się ze mnie. - uderzyłam
go w ramię i zmierzyłam wzrokiem. - Nigdy nie byłam w takim
miejscu. Nigdy nie byłam na wakacjach...
- Teraz masz mnie, więc ja cię będę
na nie zabierał, dobrze? - uśmiechnął się.
- Jeśli mi się spodoba to się od
tego nie wywiniesz. - pokazałam mu język.
- Nie chcę się od tego wywijać -
mruknął i odwrócił mnie do siebie przodem, wpijając się w moje
usta.
- Nie ma jeszcze wieczora Fabregas. -
wyszczerzyłam się. - Nie rozpędzaj się.
- No przecież jestem grzeczny - zrobił
smutną minkę.
- Lepiej opowiadaj co mamy w planach
tutaj robić.
- Możemy iść na plażę, albo
pochodzić po mieście i istnieje taka opcja, by zostać w pokoju -
wyliczał, robiąc zabawne miny.
- Chodźmy na plażę. Przebiorę się
tylko w strój i możemy iść. - uśmiechnęłam się do niego i
zaczęłam wygrzebywać z walizki odpowiedni ekwipunek do
wyjścia.
LIVIA
Szczęśliwy traf chciał,
żebyśmy się jeszcze załapali na wieczorny samolot do Francji. Gdy
pojawiliśmy się już w hotelu było już późno. Geri swoimi
minkami i czułymi pocałunkami jakoś mnie przekonał, by mógł
odebrać swoja zaległą nagrodę.
Rano gdy tylko się obudziłam,
zobaczyłam przed sobą uśmiechniętą twarz Gerarda, który mi się
przyglądał.
- Dzień dobry - szepnął.
- Dzień dobry. A czemu mi się tak
przyglądasz? - zaśmiałam się.
- Lubię ci się przyglądać, to
dlatego. - spojrzał mi w oczy, a ja po raz kolejny zatraciłam się
w jego błękitnych tęczówkach. - Wiesz, że dzisiaj jedziemy do
Disneyland`u? - wyszczerzył się.
- Ooo, mój mały dzidziuś chce
zobaczyć Myszkę Miki? - zmierzwiłam mu jego czuprynę.
- Raczej Minnie. - pokazał mi język.
- Na kolejki górskie kiedyś chciałem iść z Cesciem, ale on wolał
cykać sobie fotki na Instagrama.
- No to ja pójdę z tobą na tą
kolejkę górską - zaśmiałam się i dostał pstryczka w nos. - Ale
chyba najpierw muszę wstać i się ubrać. - wyciągnęłam się.
- Wiesz, że nie musisz. - mruknął.
- No wiesz, pasowałoby - pokręciłam
głową i wsparłam się na łokciach, a on podłożył poduszkę pod
swoją głowę i zaczął bawić się moimi włosami.
- Zamówię dla nas śniadanie. -
zarządził po chwili.
- To dobrze, bo trochę zgłodniałam -
skradłam mu buziaka i przemknęłam szybko do łazienki. Gdy już
wzięłam prysznic i się przebrałam, Gerard w samych spodniach
właśnie odbierał wózek z naszym śniadaniem.
- A teraz powiedz: Aaaa...! - wziął
na widelec kawałek ciasta i przystawił do mojej twarzy.
- Ty chyba naprawdę cofnąłeś się
kilka lat wstecz - zaśmiałam się i zjadłam ciasto. - Mniam -
dodałam i porwałam z talerza jedno winogrono. Zjedliśmy śniadanie
i wyszliśmy do parku rozrywki, tam oczywiście na dzień dobry
musieliśmy sobie zrobić pamiątkową fotkę z Kaczorem Donaldem,
który od razu gdy zobaczył Pique, sam do nas podbiegł.
- Liv zrób mi zdjęcie z Minnie! -
krzyknął ustawiając się koło niej.
- Już robię, tylko pilnuj się, bo ja
patrzę! - zaśmiałam się. Nagle zrobiło się z niego takie duże
dziecko, ale jak tu go nie kochać? Jeżeli trzeba było, to
oczywiście stawał się poważny i dobierał swoje zachowanie do
odpowiedniej sytuacji.
- Spokojnie ja jestem tylko twój i
czasem też Cesca. - zaraz pojawił się przy mnie i skradł mi
całusa. - A teraz porywam cię niczym twój braciszek Zoe, do tunelu
zakochanych.
- Tylko wiesz, że musimy uważać żeby
jacyś gorliwi turyści nie zrobili nam zdjęć z buziakami?
Chociaż... - zamyśliłam się. - Na mnie Cesc by się tylko
obraził, a o tym co zrobiły tobie to chyba nawet nie chcę myśleć.
- pokazałam mu język.
- Z tego co wiem to tam jest ciemno.
- No tam tak, ale mówię ogólnie -
odparłam, a on pociągnął mnie za sobą.
- Liv o nic się nie bój. Ja mam swoje
własne sztuczki.
- Zamkniesz mojego brata w piwnicy i
będziesz go tam trzymał, dopóki nie zmięknie? - zaśmiałam się,
a on objął mnie ramieniem.
- Razem go tam uwięzimy, bo ty już
masz w tym wprawę. - wyszczerzył się.
- Dobra mój ty filozofie, chodźmy już
do tego tunelu - pokręciłam głową z uśmiechem.
***
Kolejny rozdział za nami!
Czekamy na Wasze komentarze :)
#FelizCumpleanosCapi
Wszystkiego Najlepszego, Carles!