wtorek, 28 października 2014

Dwudziesty pierwszy: Rejs statkiem dookoła świata!

GERARD

  Słyszałem tylko jak woła mnie jeszcze Livia ale nie wróciłem się, chciałem jak najszybciej dostać się do przyjaciela. Odpaliłem szybko samochód i wyjechałem z podjazdu na ulicę. Jechałem dość szybko i gdyby zobaczyła to moja dziewczyna, byłaby wściekła, wiem to. W domu Cesca znalazłem się w przeciągu dwudziestu minut. Wpadłem tam nawet nie pukając, co mocno go zdziwiło. Patrzył na mnie tymi swoimi brązowymi oczami, zapewne próbując odczytać moje zamiary. No tak, każdy chyba byłby w szoku widząc mnie takiego zdyszanego, ale zarówno zdeterminowanego.
   - Słyszałem, że chcesz odzyskać Zoe. Mam pewien pomysł. - posłałem mu szeroki uśmiech.
   - A jaśniej, wielkoludzie? - uniósł brew.
   - Pokaż jej, że naprawdę ci zależy - powiedziałem inteligentnie.
   - Do czego zmierzasz ? - zmarszczył czoło i rozsiadł się na kanapie.
   - A pomyśl, stary - kiwnąłem głową. - Podręcznikowa odpowiedź na pytanie: Czego pragnie kobieta?
   - Seksu na stole ?
   - Tak Cesc, inteligentna odpowiedź - uderzyłem się z otwartej dłoni w czoło. - Stateczności, domu, odpowiedzialnego faceta, a co najważniejsze to pierścionka zaręczynowego! - recytowałem. W sumie to zrobiłbym to samo z Livią, ale po woli... Dopiero co Cesc nas zaakceptował, a nie chcemy by od razu zszedł na zawał!
   - A co jeżeli mnie odrzuci ? Powie, żebym nie pokazywał się jej na oczy. Ona nie chce mnie widzieć. - schował twarz w dłonie.
   - Próba nie strzelba. Nie dowiesz się, dopóki nie spróbujesz - poklepałam go po ramieniu.
   - Pojedziesz ze mną po pierścionek ? - zapytał. - Dzwoń do Liv i każ jej wyciągnąć Zoe z domu!
   - Cesc, jest noc. Wątpię by jakikolwiek jubiler był jeszcze otwarty...
   - A no, faktycznie, nie zauważyłem - zaśmiał się. Mój, mały roztrzepany Cescy.
   - Pojedziemy jutro po treningu, okej? Do tego czasu sobie wszystko przemyśl w jaki sposób to zrobisz, to też się liczy. Oczywiście pomożemy ci z Livią - powiedziałem i wyjąłem z kieszeni swój telefon, otwierając przy tym szeroko oczy. No tak, miałem wyciszony i na dodatek z wyłączoną wibracją. - Dwadzieścia nieodebranych połączeń - mruknąłem.
   - Jeśli do jutra będziesz jeszcze żywy. - uśmiechnął się. - Zawsze możesz nocować tutaj. - uniósł jedną brew czekając na odpowiedź.
   - Zobaczymy co na to nasza zła księżniczka - zaśmiałem się.
   - Już masz jej dosyć? Stary, ja tak miałem na co dzień przez dwadzieścia sześć lat. Teraz ty się męcz - chichotał.
   - Nie mam jej dosyć! - zareagowałem od razu. - Martwi się, po prostu. Wypadłem z mieszkania, nie mówiąc jej co i jak.
   - No to masz przewalone stary. Ciekawskie z niej babsko. No teraz zostaje mi modlić się o to czy pojawisz się w jednym kawałku jutro.    
   - Nie zapominaj, że ja też bardzo długo już ją znam i nigdy taka nie była, pomimo tego, że ma w szufladzie służbowy pistolet - zaśmiałem się.
   - Dobra idź już ! Dzięki za to, że przyjechałeś. -uśmiechnął się, a potem mocno mnie przytulił.
   - A ty myśl o bardzo romantycznej sytuacji, w której Zoe wpadnie ci w ramiona, a ty się jej oświadczysz - pokiwałam do niego palcem i wstałem. - Tylko nie zapominaj o śnie, bo znów ci się oberwie na treningu.
   - Do jutra, Geri. - westchnął i zamknął za mną drzwi frontowe. Ruszyłem po woli do swojego samochodu, który zostawiłem przed bramą. Zasiadłem na miejscu kierowcy i zamiast odpalić to wybrałem numer Livii. Przyłożyłem telefon do ucha i czekałem na potok słów z jej strony.
   - Słuchaj no wielkoludzie, dzisiaj za karę śpisz na wycieraczce! Jak mogłeś mnie tak po prostu zostawić na środku korytarza bez żadnego wyjaśnienia! Potrzeba Ci będzie dobra wymówka! - krzyczała jak opętana, już wyobrażam sobie jej minę.
   - Szukaj sukienki na ślub brata. Może być taka wymówka? - zaśmiałem się.
   - Jak to !? Geri, coś ty mu nagadał ? - jęknęła. 
   - Jutro pojadę z nim po pierścionek, a w twoim interesie będzie ściągnięcie Zoe w miejsce, które jeszcze Cesc wymyśli. Z resztą już jadę do domu to opowiem ci więcej - powiedziałem i przekręciłem kluczyk w stacyjce. Silnik zamruczał. - Będę za niedługo - dodałem i odłożyłem telefon. Odjechałem z podjazdu przyjaciela.
   
CESC
    Po treningu razem z Gerim pojechaliśmy do jubilera. W samochodzie miałem przygotowany garnitur, tak że od razu się w niego przebrałem. W sklepie nie było tłumów tak, że ekspedientka zaraz się nami zajęła. Pomogła nam dobrać pierścionek, dość długo nie mogłem zdecydować się na jeden. Wszystkie jakoś mi się podobały ale wiedziałem, że Zoe nie przepada za luksusowymi rzeczami. Wybrałem taki z małym, paro karatowym diamentem, wyglądającym bardzo skromnie. Podziękowaliśmy ładnie za pomoc i opuściliśmy jubilera. Kazałem Geriemu jechać po załatwiać jeszcze parę spraw a sam pojechałem w miejsce gdzie zamierzałem się oświadczyć.

LIVIA

  Zawsze uważałam, że Gerard z Cesciem nigdy nie wykazywali się pomysłowością i intelektem, ale dziś się postarali, naprawdę i jestem z nich bardzo dumna! Prosto po pracy miałam się wstawić w mieszkaniu Zoe i porwać ją w miejsce, gdzie chłopaki wszystko przygotowali. 
  Zaparkowałam coopera pod kamienicą, gdzie mieszkały dziewczyny i ruszyłam do klatki. Wyszłam po schodach i zatrzymałam się przed ich mieszkaniem. Zapukałam dwa razy, a drzwi automatycznie się otworzyły i w progu zobaczyłam uśmiechniętą Carmen. 
   - O hej, ja właśnie wychodzę - powiedziała, przewieszając swoją torbę przez głowę. - Zoe jest chyba  w kuchni - dodała. 
   - Dzięki - skinęłam głową. - A ty w ogóle kiedyś przebywasz w tym domu? - zaśmiałam się. 
   - Zacznie się szkoła, wtedy - pokazała mi język i wyszła, zamykając za sobą drzwi, a ja od razu udałam się do ich kuchni. 
   - Hej - uśmiechnęłam się do blondynki, która właśnie zalewała wrzątek do kubka.
   - Zrobić Ci coś do picia? Jesteś głodna? -zapytała.
   - Nie, nie trzeba - odparłam od razu. - Bo tak właściwie to wychodzimy - wyszczerzyłam się.  
   - Wychodzimy? A gdzie? 
   - Rejs statkiem dookoła świata - zaśmiałam się. - Zaufaj mi! 
   - Okey, ale i tak się boję co ty tam uknułaś. - zaśmiała się, wyszła z kuchni, ubrała na nogi sandałki i chwyciła swoją torebkę. Wygrzebała z niej klucze i zamknęła za nami drzwi.
   - Od razu uknułam - zachichotałam. - Spokojnie, nie masz się czego bać - puściłam do niej oczko, zeszłyśmy na dół i wsiadłyśmy do mojego samochodu.  
   - Jak układa Ci się z Gerim? 
   - Jest świetnie - uśmiechnęłam się i spojrzałam kątem oka na nią. - Rozmawiałam rano z Carlotą, jest już ze swoim chłopakiem w Londynie i przesyłają gorące pozdrowienia, dla ciebie również. 
   - Dziękuję, bardzo się cieszę. Chociaż wam się udało. - westchnęła.   
   - Nie martw się - chciałam ukryć uśmieszek. Gdyby wiedziała, gdzie ja ją teraz wiozę i w jakim celu... - Może się ułoży? 
   - Nie wiem. Niby się stara i mu zależy, ale nie wiem czy znowu z czymś nagle nie wyskoczy.
   - Kolejna ciężarna eks? - przewróciłam oczami. - Aż taki głupi to chyba nie jest. 
   - Oj Liv, boję się tego.
   - Innych podejrzanych dziewczyn nie miał prócz Jacinty - zaśmiałam się. 
   - Przecież teraz nie rzucę się mu w ramiona i nie powiem że wszystko jest okej. - poprawiła się na siedzeniu.
   - Faceci tak to sobie wyobrażają - uśmiechnęłam się lekko. - I tak mam zamiar zatańczyć jeszcze na waszym weselu - pokazałam jej język. 
   - Teraz to dowaliłaś. Nie wiem czy jestem jeszcze na to gotowa. Ja po cichu liczę, że zostanę twoją druhną. - szturchnęłam ją lekko w bok.
   - No oczywiście! Będzie was cały tabun i wszystkie w jednakowych sukienkach! - zażartowałam. - Już prawie jesteśmy - poinformowałam, gdy było już widać plaże i morze.  
   - Plaża? Przecież nie mam ze sobą stroju. Dzisiaj nie mam ochoty paradować na golasa jak to mam w zwyczaju. - uśmiechnęła się do mnie szeroko.
   - I nie musisz - pokręciłam głową. Po chwili znalazłyśmy się już na parkingu, gdzie zatrzymałam coopera pomiędzy Audi Cesca i mojego chłopaka. 
   - Wiedziałam, że coś uknułaś ! - jęknęła.
   - Nie ja, a te dwa głupki, a teraz błagam, chodź tam ze mną, okej? 
   - No dobra, ale robię to tylko dla ciebie. - rzuciła i wysiadła trzaskając drzwiami.
   - Spokojnie, Zoe - powiedziałam. - To boli to maleństwo - gdy trzasnęła, zabolało mnie coś w środku. Przez tego ciołka, sama zaczynam za bardzo martwić się o swój samochód... - Chodźmy - kiwnęłam i ruszyłyśmy w kierunku przystani.

***

piątek, 10 października 2014

Dwudziesty: Bo my jesteśmy FBI!

 ZOE

  Carmen znowu musiała wyjść jak to ona miała ostatnio w zwyczaju. Całymi dniami gdzieś się błąkała z koleżankami po mieście i wcale mi to nie odpowiadało. Martwię się o nią ale z drugiej strony wcale nie chce jej ograniczać, bo sama wiem jak to jest. Siedziałam sobie w domu i oglądałam jakiś program w TV. Zerwałam się z kanapy, gdy usłyszałam dzwonek do drzwi. Podeszłam szybko do drzwi. Nie spodziewałam się gości. ale już chyba wiedziałam kto mógł stać po drugiej stronie. Uchyliłam je lekko i zobaczyłam dość zmachanego Cesca. Miałam zatrzasnąć drzwi, ale wsadził nogę, blokując je. Przewróciłam oczami i go wpuściłam.
   - Fałszywy alarm? - mruknęłam.
   - Nie tym razem - pokręcił głową. - Zoe, to nie jest moje dziecko!
   - A skąd wiesz ? Co, murzyn ci się urodził ?
   - To Livia już do ciebie dzwoniła?! - zrobił wielkie oczy.  
   - Co? Nie...
   - Zgadłaś! - pokiwał głową. - I nawet zemdlałem przez to - podrapał się po głowie. - Zoe, ja cię naprawdę przepraszam za ten cały cyrk! 
   - Myślisz, że teraz rzucę się ci w ramiona i wszystko będzie dobrze?! Nie, Cesc mylisz się. Zraniłeś mnie i to bardzo.
   - Ja to wiem - powiedział. - I chcę to naprawić, bo nie wyobrażam sobie przyszłości bez ciebie!  
   - W porę to do ciebie dotarło. Skąd mam wiedzieć, że znowu nie przyleci jakaś wiedźma kolejna, że niby w ciąży jest, a ty rzucisz wszystko i do niej polecisz. - mruknęłam.
   - Możesz być spokojna. Po prostu znów mi zaufaj - rozłożył ręce. 
   - A co jeżeli już nie potrafię ? -westchnęłam i poszłam do salonu. Usiadłam na kanapie i znowu włączyłam telewizor
   - Proszę cię, Zoe - podszedł i przykucnął przede mną. - Daj mi drugą szansę, a obiecuję, że tego nie pożałujesz. 
   - Oglądam ważny program. Ty jak masz mecze to świata poza nim nie widzisz. - mruknęłam. - Muszę się zastanowić nad tym wszystkim. Ciężko mi z tym.
   - Dam ci tyle czasu ile będziesz potrzebowała - położył niepewnie swoją dłoń na mojej.  
   - Liv zaraz powinna być. - cofnęłam rękę i popatrzyłam na niego wymownie.
   - Umówiłyście się? - zapytał cicho. 
   - Miała mi sprzedać jakiegoś newsa. - uśmiechnęłam się do siebie. - Powiedziała, że chce mnie gdzieś zabrać.
   - W porządku - pokiwał głową i podniósł się. - Jakby co... Będę pod telefonem - wymusił lekki uśmiech. - Będę już leciał. 
   - Spoko. - rzuciłam i zamknęłam za nim drzwi. Przebrałam się szybko do wyjścia, zamknęłam za sobą swój dobytek i zbiegłam po schodach na dół. Wypadłam przed frontową bramę. Zobaczyłam czarnego Coopera i podeszłam do niego. Otworzyłam drzwi od strony pasażera i zajęłam swoje miejsce.
   - Cześć, Zoe - zawołała cała uradowana. 
   - Chyba już wiem co chciałaś mi powiedzieć. Cesc u mnie był. - zaśmiałam się.
   - Że mój niby bratanek ma ciemnoskórego ojca? - wyszczerzyła się. - Jako dobry detektyw już nawet rozwiązałam sprawę ojcostwa - powiedziała zadowolona. - Wszystko jest na dobrej drodze, a nawet Gerard z Cesciem rozmawiali! Więc zabieram cię do SPA by się trochę rozluźnić. 
   - Widzę, że Geri dobrze na Ciebie działa. - wyszczerzyłam się.
   - A czy kiedykolwiek źle działał? - uśmiechnęła się tajemniczo i zmieniła bieg. - A jak tam mój braciszek? Właściwie... Jak z wami obojga?
   - Był u mnie przed chwilą i błagał o wybaczenie. Liv ja nie wiem czy mogę mu znowu zaufać. - jęknęłam.
   - Mój brat jest głupi, ale poczciwy - pokiwała głową. - Głupi dlatego, że uwierzył Jacincie, a poczciwy, bo walczy o to co stracił właśnie przez tą głupotę. 
   - Może nie gadajmy już o facetach, skupmy się na nas i na naszych sexy ciałach. - uśmiechnęłam się i mocniej wbiłam się w fotel.
   - A jeżeli trafią nam się seksi masażyści? - poruszyła brwiami. - Przecież Geri nie musi wiedzieć. - wyszczerzyłam się.
   - Nie musi - puściła do mnie oczko. - W sumie to on sam mruczał coś pod nosem o masażystach, gdy powiedziałam, że zabieram cię do SPA. A niech będzie zazdrosny, tylko na zdrowie mu to wyjdzie - machnęła ręką.  
   - Przynajmniej masz kogoś kto jest o Ciebie zazdrosny. - westchnęłam. - Wyrwę jakiegoś dzisiaj może.
   - Ejże! Ja nie pozwalam! Wszyscy mówią, że ja i Carlota to damskie wersje Cesca! 
   - Sama prawda. - pokazałam jej język. - Ale nie będę się do ciebie podwalać, spokojnie. 
   - Zabawne! - zawołała. - Ja mam nadal nadzieję, że będziecie jeszcze z Cesciem - spojrzała na mnie. 
   - To skomplikowane.
   - Domyślam się. Dlatego dziś odpoczywamy - uśmiechnęła się szeroko.  
  
 LIVIA
   Po bardzo przyjemnym popołudniu z Zoe w salonie SPA, odwiozłam ją z powrotem do mieszkania i sama skierowałam się do mieszkania, które dzieliłam z moim chłopakiem. Jednak się okazało, że miałyśmy panie masażystki, no ale Gerard nie musi o tym wiedzieć, prawda? Chcę go jeszcze raz zobaczyć zazdrosnego. To taki uroczy widok... Jak wtedy w klubie, gdy się zmył, bo nie mógł znieść widoku jak tańczę ze swoim kumplem z pracy! 
 Zaparkowałam samochód i wsiadłam do windy. Po chwili byłam już przy drzwiach. 
   - Jestem! - zawołałam, odwieszając swoją torbę na wieszak w przedpokoju. Zdjęłam buty i weszłam w głąb mieszkania. Pique siedział przy wysepce ze szklanką w ręce i oglądał sportowe wiadomości na małym telewizorze w kuchni. 
   - I jak było ? - zapytał nie odrywając wzroku od ekranu.
   - Przyjemnie - uśmiechnęłam się zalotnie, przytulając się do jego pleców.  
   - Mam nadzieję, że byłaś grzeczna. - powiedział nieco poważniej.
   - A jeżeli odważyłam się poflirtować z przystojnymi masażystami? - wyszczerzyłam się. 
   - Wtedy byłbym bardzo, bardzo zły. - odpowiedział.
   - I głupi przy okazji - zaśmiałam się i usiadłam na wysokim krzesełku obok, nie spuszczając z niego wzroku. 
   - Wiesz, że jestem o ciebie chorobliwie zazdrosny ?
   - Tak, Geri! Bo każdy facet na tym globie nie marzy o niczym innym jak ci mnie ukraść - dodałam roześmiana po czym zabrałam mu szklankę i upiłam trochę soku.  
   - Ten dozorca na ciebie dziwnie patrzył to go trochę postraszyłem i od tamtej pory spokój. Tak samo jak listonosz, od pewnego czasu nic do nas nie przychodzi...
   - Geri! - wybuchnęłam śmiechem i wstałam, mocno go przytulając. - Nawet jeżeli, to gdzie ja znajdę takiego drugiego wielkoluda? 
   - Spokojnie w okolicy nikogo takiego nie znalazłem, a jak jakiś się znalazł to przekupiłem go moimi fotkami to od razu się zmył. - odpowiedział triumfalnie.
   - Jeszcze powiedz, że tymi spod prysznica - powiedziałam zaczepnie, machając rzęsami. 
   - Takie mam tylko dla ciebie. - zamruczał i przymknął oczy.
   - Tak czy inaczej... - poklepałam go po ramieniu i okrążyłam wysepkę, stanęłam przed lodówką i zajrzałam do niej. - Musimy wymyślić coś na Zoe i Cesca - powiedziałam i wyjęłam swój jogurt.  
   - Ty tu jesteś mistrzem podstępów. - westchnął.
   - Mistrz podstępów, który jest przy tym gliną - zaśmiałam się. - Jutro mam od rana dyżur, więc byłoby było gdybyś mi teraz pomógł myśleć, bo za chwile będzie z nimi jak w tym wierszyku o żurawiu i czapli... - odkręciłam butelkę i upiłam łyk jogurtu. - Jak się jedno namyśli to drugie odpuści!  
   - Ja na spokojnie wyciągnę gdzieś Fabsa pod pretekstem męskiego wieczoru, tylko pasuje wymyślić coś oryginalnego. - zamyślił się.
   - W sumie to już Cesc z nią rozmawiał, a wątpię by kolacja przy świecach pomogła od tak - pstryknęłam palcem. - Już prędzej niech zagra superbohatera by pokazać, że jest dla niej gotowy na wszystko - zaczęłam głośno myśleć. 
   - Będę udawał bandziora, a Cesc wkroczy w odpowiednim momencie i ją uratuje ! - krzyknął i zerwał się ze swojego miejsca. - A teraz nagroda za wspaniały pomysł. - wystawił dzióbek i czekał.
   - Z posturą wielkoluda? Każdy cię rozpozna - zaczęłam się śmiać.    
   - Ranisz ! Wyciągniesz jakiegoś z celi po znajomości i będzie.
   - Tak, nawet w CSI tak nie robią - cmoknęłam go w policzek. 
   - Bo my jesteśmy FBI ! Znam się na tym ! Ej ja się o Cesca boje, bo znam jego bojowe chwyty. - jęknął.
   - Te z pielęgniarki i lekarza? - wyszczerzyłam się, a ten spojrzał na mnie błagalnie. - No przepraszam, nie mogłam się powstrzymać. Po prostu rozwaliły mnie te gify, które znalazłam kiedyś. 
   - Ty się nie śmiej, Pedro i Busi wyprawiają lepsze rzeczy.
   - Dlatego nigdy nie prosiłam Cesca o szczegółowe opowiadanie historii ze zgrupowań - westchnęłam teatralnie.  
   - To w takim razie co proponujesz ? Ja bym ich w składziku zamknął.
   - I zostawić informacje na drzwiczkach "Nie otwierać do pogodzenia się". Geri, co my z nimi zrobimy, noo?!
   - Chyba czas na męską rozmowę. - powiedział i wstał z krzesełka. Zabrał swoje kluczyki od samochodu i wyszedł.   
   - Gerard! - zawołałam za nim, ale ten się nie wrócił. Stałam tam jak osłupiała. O co mu chodziło? Męska rozmowa, czyli zapewne pojechał do mojego brata, ale co mu przyszło do głowy?

***
Już niedługo zbliżamy się do finału :)