LIVIA
Otworzyłam oczy i automatycznie
się uśmiechnęłam, bo moja głowa leżała na klatce piersiowej
Gerarda, po woli podnosząc się i opuszczając, równo z jego
miarowym oddechem. Zaczęłam malować szlaczki opuszkami palców na
jego brzuchu i nagle poczułam jak zaczyna się ruszać. Przejechał
otwartą dłonią po twarzy i za chwilę mnie objął.
- Jak się spało? - szepnął,
a ja podsunęłam się trochę wyżej, na wysokość jego twarzy.
- Znakomicie. - uśmiechnęłam
się i delikatnie go pocałowałam. - Na takiej poduszce? -
dorzuciłam, poruszając brwiami.
- A nie za wygodnie czasem było?
- zaśmiał się.
- Było idealnie. - mruknęłam
i znów skradłam mu całusa. Położyłam się obok niego.
- Która jest godzina ? -
zapytał siadając.
- Nie wiem - mruknęłam i
oparłam się na łokciach. Wzięłam do ręki swój telefon. -
Cholera Gerard, jest za dziesięć jedenasta! - spojrzałam na niego.
- Trening.
- Gdzie są moje spodnie?! -
krzyczał i wybiegł w samych bokserkach z pokoju do łazienki.
Pokręciłam głową i wstałam, wyciągając z jego szafy koszulkę
reprezentacyjną z trójką na plecach, którą naciągnęłam na
siebie. Śmiałam się sama do siebie i wyjęłam mu też jeansy i
T-shirt. Podeszłam do drzwi łazienki i zapukałam.
- Mam tu twoje rzeczy. - zaśmiałam się przed drzwi.
- Mam tu twoje rzeczy. - zaśmiałam się przed drzwi.
- Jesteś kochana. - otworzył
drzwi i zabrał swoje rzeczy a przy okazji jeszcze dostałam od niego
buziaka. - Ja już lecę. Kocham Cię! - krzyknął do mnie po
chwili, zarzucił swoją torbę na ramię i wybiegł.
- Głupek - powiedziałam do
siebie i pokręciłam głową. Wróciłam do sypialni i pościeliłam
jego łóżko, a później pozbierałam swoje rzeczy i się
przebrałam. Zamówiłam taksówkę i wyszłam przed budynek, nie
chciałam wracać na piechotę w takich szpilkach i sukience!
CESC
Równo z godziną jedenastą
zaczęliśmy trening. Nerwowo raz po raz spoglądałem w stronę
wejścia na boisko wypatrując przyjaciela. Tito na razie nie
zauważył jego braku, a gdy to się stanie będzie z nim kiepsko,
tym bardziej, że nie uprzedził go o ewentualnym spóźnieniu.
Naprawdę rzadko mu się to zdarza ale to tym razem pewnie sprawka
tej mojej głupiej siostrzyczki. Zagadała go i teraz mój wielkolud
dostanie wycisk. - A jeśli oni...? Nie na pewno nie. - pomyślałem,
ale zaraz wyrzuciłem to z głowy bo przecież to nie mogłoby być
prawdą. Minęła większa część treningu, kiedy na boisku pojawił
się zdyszany Pique. Od razu dostał się w szpony Vilanova i dostał
dodatkowy zestaw ćwiczeń. Kiedy skończył robić karne okrążenia
podbiegłem do niego i położyłem się przy nim na trawie.
- Livia obiecała, że zdążysz
na czas. - przymrużyłem powieki patrząc na niego.
- No wiem, ale ona sama zaspała,
a mnie jakoś wyjątkowo dobrze się spało na tej kanapie. -
wyzipiał.
- Dobra, mniejsza o to. Lepiej
powiedz dlaczego się wczoraj tak szybko zmyłeś?
- Jakoś nie miałem ochoty do
imprezowania - odparł od razu.
- Wydawało mi się, że byłeś
zadowolony z tego, że właśnie tam idziemy. - zlustrowałem go
dokładnie wzrokiem.
- Później jakoś mi się
odwidziało i głowa zaczęła mnie boleć, więc się zmyłem, a
poza tym mój braciszek mi ględził, a i tak nie przyjechał.
- Jak to on potrafi. - zaśmiałem
się.
- Przecież znasz mojego brata -
pokręcił głową. - We mnie się na pewno nie wdał...
- Ty jesteś jedyny i
niepowtarzalny. A przede wszystkim jesteś moim kochanym wielkoludem.
- powiedziałem i go przytuliłem.
- Coś ty się tak uparł, co?
Jak to mówi Livia to jeszcze jako tako to brzmi, ale ty? - skrzywił
się.
- Ostatnio jakoś źle mnie
traktujesz. - zrobiłem smutną minkę.
- Oj marudzisz Cesc! - pokręcił
głową. - Życie jest przecież piękne. - zaśmiał się i poklepał
mnie po ramieniu. Razem podeszliśmy do grupki, by zagrać w dziada.
Trening minął tak jakoś szybko co rzadko mi się zdarza. Pique
jakoś podejrzanie miał dobry humor mino, że dostał od Tito
dodatkowe ćwiczenia. Ciekawe co ta Livia dosypała mu do herbaty?
Jak przyjadę to zrobię przesłuchanie, tym razem z nią. W szatni
wziąłem szybki prysznic a potem szybko się ubrałem, by jak
najszybciej znaleźć się w domu.
Siedziałem już w swoim samochodzie i
jechałem w stronę domy, gdy na jednym z przystanków zauważyłem
samotnie siedzącą Zoe. Uśmiechnąłem się sam do siebie i
zatrzymałem się w zatoczce. Wysiadłem i podszedłem do niej.
- Cześć, a może jednak zamiast na autobus to skusisz się na wygodny samochodzik? - zaśmiałem się do niej.
- Cześć, a może jednak zamiast na autobus to skusisz się na wygodny samochodzik? - zaśmiałem się do niej.
- Chyba będę na to skazana.
Czekam tu już od dwudziestu minut. - powiedziała i zajęła miejsce
pasażera.
- Jak to skazana? Ja tam się
cieszę na wieść o twoim towarzystwie. - zaśmiałem się i również
wsiadłem do samochodu.
- I jak po treningu? Mam
nadzieję, że dali ci wycisk.
- Nie, Gerard dostał tylko za
spóźnienie, ale i tak latał jakby cały w skowronkach. Czasem go
nie ogarniam, ale to już inna historia. - zmieniłem bieg.
- Jego to chyba nikt nie
ogarnia. - uśmiechnęła się
- Do domu czy podwieźć cię
gdzieś indziej?
- Do domu, chyba, że chcesz
mnie gdzieś wywieźć. - zaśmiała się.
- Wiesz, że to bardzo kusząca
propozycja? - spojrzałam na nią. - Ale chyba nie dziś, muszę
trochę pomaglować swoją siostrę. Poza tym wieczorem gramy mecz,
może masz ochotę wpaść? Zarezerwuję ci bilet.
- Jeśli Livia też pójdzie. A!
I musisz mi dać swoją koszulkę.
- Ona jest zawsze, jeżeli tylko
nie ma dyżuru na komisariacie. - skinąłem głową. - Jeżeli
chcesz to możesz zabrać siostrę, jej też trochę rozrywki się
przyda. Oderwanie od zeszytów z matematyki. - zaśmiał się. - I o
koszulkę też się nie martw. - puściłem do niej oczko.
- Dziękuje Cesc. - powiedziała
i ucałowała mój policzek.
- Lubię takie podziękowania,
szczególnie od ładnych dziewczyn. - zaśmiałem się.
- Nie przyzwyczajaj się
Fabregas.
- Czemu mam się nie
przyzwyczajać? Liczę na jeszcze jednego, jak uda mi się coś
wieczorem ustrzelić
- Jeśli Ci się uda to z miłą
chęcią. Będę trzymać kciuki.
- W takim razie bardzo się
cieszę. - wyszczerzyłem się i zaparkowałem pod blokiem Zoe. -
Jesteśmy. - Dzięki za podwózkę. Do zobaczenia wieczorem. -
wysiadła z samochodu. Pomachałem jej jeszcze i obrałem kurs na
dom. Niedługo później byłem już u celu i wchodziłem do środka.
- Livia, jesteś?! - krzyknąłem.
- Livia, jesteś?! - krzyknąłem.
- Jestem, nie musisz się tak drzeć
Cescy. - uśmiechnęła się do mnie wychodząc na przeciw.
- A coś ty taka szczęśliwa? -
zapytałem, patrząc na nią.
- Mam płakać? - zapytała zdziwiona.
- Mam płakać? - zapytała zdziwiona.
- No nie ale dawno Cię takiej nie
widziałem. Gadaj co Geri dosypał ci do herbaty!- zaśmiałem się.
- Wiesz, trochę cię wczoraj
okłamałam. Jaraliśmy jointy i skakaliśmy po lampach! - wybuchnęła
śmiechem.
- Naprawdę nie zdziwiłbym się gdyby
tak było. Byłabyś tak dobra i coś mi upichciła. Umieram z głodu.
- poprosiłem.
- Ja tu chyba robię za twoją siostrę
i za razem dobrą żonę, która ci sprząta i gotuje. - pokręciła
głową. - Odgrzej sobie spaghetti. Robiłam przedtem.
- Okej. Zaprosiłem na dzisiejszy mecz
Zoe i jej siostrę Carmen. Mam nadzieję, że i ty się pojawisz.
- W niedzielę dopiero idę na nockę,
więc pewnie, że będę. Nie mogę się doczekać by zobaczyć jak
cię faulują. - pokazała mi język.
- To ja będę faulować, bo mi nikt
rady nie da. Ustrzelę dzisiaj gola, bo czeka mnie wyjątkowy
prezent. - powiedziałem i wsadziłem swój posiłek do
mikrofalówki.
- Kurde, pochwaliłbyś się. - tuż
obok mnie pojawiła się moja siostra.
- Zoe mi coś obiecała... A ty nie
masz teraz czasem jakieś zmiany?
- Pusta główko, przed chwilą ci
mówiłam, że do pracy idę dopiero w niedzielę wieczorem. -
pokręciła głową. - Ja chyba muszę z nią na poważnie
porozmawiać i powiedzieć jej jaki z ciebie gagatek jest!
- Ani mi się waż! I tak by Ci nie
uwierzyła!
- Ej, Cesc! Zależy ci na niej! -
zawołała. - Już dawno się tak nie zachowywałeś.
- No może trochę, ale to nie twoja
sprawa. - powiedziałem i odwróciłem się do niej tyłem i zacząłem
spożywać posiłek. - Chyba trochę przesoliłaś. Zapisze cię na
jakieś kursy bo byle czego nie będę jadł.
- No patrzcie na niego! Cwaniak się
znalazł. Zaraz sam będziesz sobie gotować, bo innym jakoś
smakuje. - prychnęła.
- Geri nie ma jakichś specjalnych
wymagań, więc on się nie liczy. Zadzwoń lepiej do Zoe.
- No to sobie Cescy będzie od dziś
jeździł do Arenys na obiadki. - wyszczerzyła się i poklepała
mnie po ramieniu. - Idę na spacer - zawołała jeszcze i wyszła z
domu.
***
Nie za dobrze tym panom? Mogliby się podzielić :D
Ps. Geri co klapersy xd
Nataleczka!
Nataleczka!
Zdecydowanie mają za dobrze! :)
OdpowiedzUsuńCesc jest taki słitaśny! *.*
Fajna pobudka!
Czekam na więcej!
Nic dziwnego, że Gerard i Livia byli w takim dobrym humorze skoro spędzili miło ze sobą czas. Urocza z nich para! Cesc będzie latał na tym boisku napędzany obietnicą Zoe! Mam nadzieję, że mu się strzelić piękną bramkę. Albo od razu hat-tricka. Czekam na kolejny
OdpowiedzUsuńBiedny, nieświadomy niczego Cesc:) pewnie zrobi wszystko żeby zdobyć bramkę :D Livia i Geri to najcudowniejsza para! Czekam na więcej:)
OdpowiedzUsuńCiekawa jestem reakcji Cesca na wiadomość o związku swojej siostry z Gerardem :D
OdpowiedzUsuń