sobota, 22 marca 2014

Siódmy: Życie jest przecież piękne!

LIVIA

 Otworzyłam oczy i automatycznie się uśmiechnęłam, bo moja głowa leżała na klatce piersiowej Gerarda, po woli podnosząc się i opuszczając, równo z jego miarowym oddechem. Zaczęłam malować szlaczki opuszkami palców na jego brzuchu i nagle poczułam jak zaczyna się ruszać. Przejechał otwartą dłonią po twarzy i za chwilę mnie objął.
  - Jak się spało? - szepnął, a ja podsunęłam się trochę wyżej, na wysokość jego twarzy.
  - Znakomicie. - uśmiechnęłam się i delikatnie go pocałowałam. - Na takiej poduszce? - dorzuciłam, poruszając brwiami. 
  - A nie za wygodnie czasem było? - zaśmiał się. 
  - Było idealnie. - mruknęłam i znów skradłam mu całusa. Położyłam się obok niego.
  - Która jest godzina ? - zapytał siadając.
  - Nie wiem - mruknęłam i oparłam się na łokciach. Wzięłam do ręki swój telefon. - Cholera Gerard, jest za dziesięć jedenasta! - spojrzałam na niego. - Trening.  
  - Gdzie są moje spodnie?! - krzyczał i wybiegł w samych bokserkach z pokoju do łazienki. Pokręciłam głową i wstałam, wyciągając z jego szafy koszulkę reprezentacyjną z trójką na plecach, którą naciągnęłam na siebie. Śmiałam się sama do siebie i wyjęłam mu też jeansy i T-shirt. Podeszłam do drzwi łazienki i zapukałam.
  - Mam tu twoje rzeczy. - zaśmiałam się przed drzwi.  
  - Jesteś kochana. - otworzył drzwi i zabrał swoje rzeczy a przy okazji jeszcze dostałam od niego buziaka. - Ja już lecę. Kocham Cię! - krzyknął do mnie po chwili, zarzucił swoją torbę na ramię i wybiegł.
  - Głupek - powiedziałam do siebie i pokręciłam głową. Wróciłam do sypialni i pościeliłam jego łóżko, a później pozbierałam swoje rzeczy i się przebrałam. Zamówiłam taksówkę i wyszłam przed budynek, nie chciałam wracać na piechotę w takich szpilkach i sukience!


CESC

 Równo z godziną jedenastą zaczęliśmy trening. Nerwowo raz po raz spoglądałem w stronę wejścia na boisko wypatrując przyjaciela. Tito na razie nie zauważył jego braku, a gdy to się stanie będzie z nim kiepsko, tym bardziej, że nie uprzedził go o ewentualnym spóźnieniu. Naprawdę rzadko mu się to zdarza ale to tym razem pewnie sprawka tej mojej głupiej siostrzyczki. Zagadała go i teraz mój wielkolud dostanie wycisk. - A jeśli oni...? Nie na pewno nie. - pomyślałem, ale zaraz wyrzuciłem to z głowy bo przecież to nie mogłoby być prawdą. Minęła większa część treningu, kiedy na boisku pojawił się zdyszany Pique. Od razu dostał się w szpony Vilanova i dostał dodatkowy zestaw ćwiczeń. Kiedy skończył robić karne okrążenia podbiegłem do niego i położyłem się przy nim na trawie.
  - Livia obiecała, że zdążysz na czas. - przymrużyłem powieki patrząc na niego.
  - No wiem, ale ona sama zaspała, a mnie jakoś wyjątkowo dobrze się spało na tej kanapie. - wyzipiał.  
  - Dobra, mniejsza o to. Lepiej powiedz dlaczego się wczoraj tak szybko zmyłeś? 
  - Jakoś nie miałem ochoty do imprezowania - odparł od razu.
  - Wydawało mi się, że byłeś zadowolony z tego, że właśnie tam idziemy. - zlustrowałem go dokładnie wzrokiem.
  - Później jakoś mi się odwidziało i głowa zaczęła mnie boleć, więc się zmyłem, a poza tym mój braciszek mi ględził, a i tak nie przyjechał. 
  - Jak to on potrafi. - zaśmiałem się.
  - Przecież znasz mojego brata - pokręcił głową. - We mnie się na pewno nie wdał...
  - Ty jesteś jedyny i niepowtarzalny. A przede wszystkim jesteś moim kochanym wielkoludem. - powiedziałem i go przytuliłem.
  - Coś ty się tak uparł, co? Jak to mówi Livia to jeszcze jako tako to brzmi, ale ty? - skrzywił się. 
  - Ostatnio jakoś źle mnie traktujesz. - zrobiłem smutną minkę.
  - Oj marudzisz Cesc! - pokręcił głową. - Życie jest przecież piękne. - zaśmiał się i poklepał mnie po ramieniu. Razem podeszliśmy do grupki, by zagrać w dziada. Trening minął tak jakoś szybko co rzadko mi się zdarza. Pique jakoś podejrzanie miał dobry humor mino, że dostał od Tito dodatkowe ćwiczenia. Ciekawe co ta Livia dosypała mu do herbaty? Jak przyjadę to zrobię przesłuchanie, tym razem z nią. W szatni wziąłem szybki prysznic a potem szybko się ubrałem, by jak najszybciej znaleźć się w domu.
Siedziałem już w swoim samochodzie i jechałem w stronę domy, gdy na jednym z przystanków zauważyłem samotnie siedzącą Zoe. Uśmiechnąłem się sam do siebie i zatrzymałem się w zatoczce. Wysiadłem i podszedłem do niej.
  - Cześć, a może jednak zamiast na autobus to skusisz się na wygodny samochodzik? - zaśmiałem się do niej.  
  - Chyba będę na to skazana. Czekam tu już od dwudziestu minut. - powiedziała i zajęła miejsce pasażera.
  - Jak to skazana? Ja tam się cieszę na wieść o twoim towarzystwie. - zaśmiałem się i również wsiadłem do samochodu. 
  - I jak po treningu? Mam nadzieję, że dali ci wycisk.  
  - Nie, Gerard dostał tylko za spóźnienie, ale i tak latał jakby cały w skowronkach. Czasem go nie ogarniam, ale to już inna historia. - zmieniłem bieg.  
  - Jego to chyba nikt nie ogarnia. - uśmiechnęła się
  - Do domu czy podwieźć cię gdzieś indziej? 
  - Do domu, chyba, że chcesz mnie gdzieś wywieźć. - zaśmiała się.
  - Wiesz, że to bardzo kusząca propozycja? - spojrzałam na nią. - Ale chyba nie dziś, muszę trochę pomaglować swoją siostrę. Poza tym wieczorem gramy mecz, może masz ochotę wpaść? Zarezerwuję ci bilet. 
  - Jeśli Livia też pójdzie. A! I musisz mi dać swoją koszulkę.     
  - Ona jest zawsze, jeżeli tylko nie ma dyżuru na komisariacie. - skinąłem głową. - Jeżeli chcesz to możesz zabrać siostrę, jej też trochę rozrywki się przyda. Oderwanie od zeszytów z matematyki. - zaśmiał się. - I o koszulkę też się nie martw. - puściłem do niej oczko. 
  - Dziękuje Cesc. - powiedziała i ucałowała mój policzek.
  - Lubię takie podziękowania, szczególnie od ładnych dziewczyn. - zaśmiałem się. 
  - Nie przyzwyczajaj się Fabregas.
  - Czemu mam się nie przyzwyczajać? Liczę na jeszcze jednego, jak uda mi się coś wieczorem ustrzelić 
  - Jeśli Ci się uda to z miłą chęcią. Będę trzymać kciuki.
  - W takim razie bardzo się cieszę. - wyszczerzyłem się i zaparkowałem pod blokiem Zoe. - Jesteśmy. - Dzięki za podwózkę. Do zobaczenia wieczorem. - wysiadła z samochodu. Pomachałem jej jeszcze i obrałem kurs na dom. Niedługo później byłem już u celu i wchodziłem do środka.
  - Livia, jesteś?! - krzyknąłem. 
  - Jestem, nie musisz się tak drzeć Cescy. - uśmiechnęła się do mnie wychodząc na przeciw.
  - A coś ty taka szczęśliwa? - zapytałem, patrząc na nią.
  - Mam płakać? - zapytała zdziwiona. 
  - No nie ale dawno Cię takiej nie widziałem. Gadaj co Geri dosypał ci do herbaty!- zaśmiałem się.  
  - Wiesz, trochę cię wczoraj okłamałam. Jaraliśmy jointy i skakaliśmy po lampach! - wybuchnęła śmiechem. 
  - Naprawdę nie zdziwiłbym się gdyby tak było. Byłabyś tak dobra i coś mi upichciła. Umieram z głodu. - poprosiłem.
  - Ja tu chyba robię za twoją siostrę i za razem dobrą żonę, która ci sprząta i gotuje. - pokręciła głową. - Odgrzej sobie spaghetti. Robiłam przedtem. 
  - Okej. Zaprosiłem na dzisiejszy mecz Zoe i jej siostrę Carmen. Mam nadzieję, że i ty się pojawisz.
  - W niedzielę dopiero idę na nockę, więc pewnie, że będę. Nie mogę się doczekać by zobaczyć jak cię faulują. - pokazała mi język. 
  - To ja będę faulować, bo mi nikt rady nie da. Ustrzelę dzisiaj gola, bo czeka mnie wyjątkowy prezent. - powiedziałem i wsadziłem swój posiłek do mikrofalówki.      
  - Kurde, pochwaliłbyś się. - tuż obok mnie pojawiła się moja siostra. 
  - Zoe mi coś obiecała... A ty nie masz teraz czasem jakieś zmiany?
  - Pusta główko, przed chwilą ci mówiłam, że do pracy idę dopiero w niedzielę wieczorem. - pokręciła głową. - Ja chyba muszę z nią na poważnie porozmawiać i powiedzieć jej jaki z ciebie gagatek jest!
  - Ani mi się waż! I tak by Ci nie uwierzyła!  
  - Ej, Cesc! Zależy ci na niej! - zawołała. - Już dawno się tak nie zachowywałeś. 
  - No może trochę, ale to nie twoja sprawa. - powiedziałem i odwróciłem się do niej tyłem i zacząłem spożywać posiłek. - Chyba trochę przesoliłaś. Zapisze cię na jakieś kursy bo byle czego nie będę jadł.  
  - No patrzcie na niego! Cwaniak się znalazł. Zaraz sam będziesz sobie gotować, bo innym jakoś smakuje. - prychnęła. 
  - Geri nie ma jakichś specjalnych wymagań, więc on się nie liczy. Zadzwoń lepiej do Zoe.  
  - No to sobie Cescy będzie od dziś jeździł do Arenys na obiadki. - wyszczerzyła się i poklepała mnie po ramieniu. - Idę na spacer - zawołała jeszcze i wyszła z domu.

***
Nie za dobrze tym panom? Mogliby się podzielić :D

Ps. Geri co klapersy xd
 Nataleczka! 

4 komentarze:

  1. Zdecydowanie mają za dobrze! :)
    Cesc jest taki słitaśny! *.*
    Fajna pobudka!
    Czekam na więcej!

    OdpowiedzUsuń
  2. Nic dziwnego, że Gerard i Livia byli w takim dobrym humorze skoro spędzili miło ze sobą czas. Urocza z nich para! Cesc będzie latał na tym boisku napędzany obietnicą Zoe! Mam nadzieję, że mu się strzelić piękną bramkę. Albo od razu hat-tricka. Czekam na kolejny

    OdpowiedzUsuń
  3. Biedny, nieświadomy niczego Cesc:) pewnie zrobi wszystko żeby zdobyć bramkę :D Livia i Geri to najcudowniejsza para! Czekam na więcej:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ciekawa jestem reakcji Cesca na wiadomość o związku swojej siostry z Gerardem :D

    OdpowiedzUsuń