poniedziałek, 26 maja 2014

Trzynasty: Nie będzie dzisiaj nagrody, panie Pique!

 ZOE

  Na finał Pucharu Konfederacji zjechała cała rodzina Fabregasów, Pique oraz moja siostrzyczka Carmen. Oczywiście Cesc koniecznie chciał przedstawić mnie swoim rodzicom, toteż dzień wcześniej zjedliśmy wspólną kolacje. Biedny Geri musiał zostać w hotelu z Reiną i Ramosem. Potem słuchaliśmy przez resztę wieczoru o ich wygłupach, przygód z ochroną i kawałach robionych na pozostałych zawodnikach.
  Od samego rana cała La Roja chodziła jak nakręcona i mocno zmotywowana. Wcale się im nie dziwie. Przeszli przez wszystkie rundy a teraz znaleźli drogę do finału. Ostatni trening przed meczem na stadionie i ostatnie poprawki co do taktyki. O 18 byliśmy już na Maracanã. Tradycyjnie chłopcy pojechali tam wcześniej, bo czekała ich jeszcze rozgrzewka. Ogromny obiekt wypełniał się z każdą minutą kibicami obu reprezentacji oraz tymi, którzy lubią popatrzeć na prawdziwy football. O równej dziewiętnastej na boisku pojawiły się obie drużyny. Tradycyjnie odegrano hymny państwowe a potem odbyło się rozlosowanie połowy. Podanie rąk kapitanów i wymiana proporczykami, a następnie zdjęcie. Pierwszy gwizdek arbitra i zaczynamy. Piłka od razu trafia pod nogi Brazylijczyków. Przedostają się w mgnieniu oka w nasze pole karne. Podanie do Freda z prawego skrzydła, który zaraz podaje do Neymara. Nasza obrona się gubi. Gerard nie wie co ma robić, tak samo z Arbeloą. Zamieszanie pod bramką a Fred leży i jeszcze kopie piłkę do bramki. Casillas kompletnie zdezorientowany wyciąga futbolówkę z siatki już w drugiej minucie. Przez kolejne dziesięć minut nic się nie dzieje. W 15' Arbeloa ogląda żółtoplą kartkę, jak i Ramos kwadrans później. Za ten błąd obrońcy przeciwnicy dostają rzut wolny z 20 m, który wykonuje Oscar. Na szczęście piłka przelatuje ponad bramką. Nie można powiedzieć, że Hiszpania nie miała swoich akcji, bo w końcu widać ich było też i pod polem karnym Brazylijczyków... Ale niestety nie udawało się. W 44 minucie rozpędzony Neymar podał piłkę Oscarowi pod pole karne, ale ten nie miał jak strzelić i oddał ją (już) zawodnikowi Barcelony. Wykiwał Arbeloę... Teraz to on nie ma prawa tego robić! Może, ale tylko i wyłącznie gdy będzie już grał dla klubu! Wyszedł sam na sam z Ikerem i wpakował piłkę do bramki.  
  Sędzia odgwizdał przerwę, więc wszyscy zawodnicy zeszli do szatni. Spojrzałam na Livię, która siedziała obok mnie i nadal, mocno zaciskała kciuki.
   - Przetrzepię skórę w Barcelonie temu Alvesowi, zobaczy! Ma popełnić błąd! - warknęła Fabregas.  
   - Policzymy się z nim razem, a przy okazji dorwiemy tego nowego. - zaśmiałam się.
   - A to nie będzie trudne, bo z tego co wiem to oni nierozłączni są - zauważyła. - Dorwie się ich razem.  
   - Obmyślimy kolejny szatański plan i skombinuje się jakąś ciemna szafę, to nauczą się do której bramki mają trafiać.
   - Tylko żeby im się czasem na klub to potem nie odmieniło - zachichotała pod nosem. - Jestem ciekawa czy ten mój braciszek dziś wyjdzie na boisko.
   - Mogę się z wami złożyć, że ta ciamajda dziś nie zagra - zaśmiała sie ich młodsza siostra, która siedziała obok Livii.  
   - Trener chyba zauważył te jego boczki. - wyszczerzyłam się.
   - Będziesz mu chyba musiała pomóc się ich pozbyć - rzuciła Carlota i wtedy zetknęła się z karcącym spojrzeniem jej matki. - No, co? Jestem już duża! - dorzuciła, a jej chłopak siedział obok, zakrywał swoją buzię by nie było widać, że się śmieje.  
   - Ja tam mam swoje sposoby. - powiedziałam pół głosem i puściłam oczko do sióstr Fabregas.
   - I ja już chyba nawet wiem jakie - zaśmiała się Livia, a Carlota przytuliła się do ramienia Sergiego.  
  Piłkarze weszli ponownie na murawę. Zaczynamy drugą połowę. Del Bosque zmienia Alvaro Arbeloę a na jego miejsce wchodzi Azpillicueta. Niespełna minutę potem pada trzecia bramka w tym meczu, a druga Freda. Brazylijczyk po raz kolejny oszukał naszą obronę i strzelił z ostrego kąta na drugi róg. Dziesięć minut za nami a na murawę wchodzi Villa za Torresa oraz Navas za Mate. Pierwszy kontakt z piłką w polu karnym i faul na Jesusie. Marcelo podcina, a sędzia dyktuje karnego. Pojawia się nikła szansa i nadzieja. Do wykonania rzutu podchodzi Sergio Ramos. Pudłuje, a przeciwna drużyna może powoli zacząć się cieszyć. Mijają kolejne minuty a nasi Hiszpanie próbują przedrzeć się bliżej brami przeciwnika. Kolejna akcja żółto-granatowych i faul na Neymarze. Pique ogląda czerwoną kartkę i wkurzony schodzi z boiska. Nasze szanse na odrobienie są nikłe. Brazylijczycy spokojnie wykonują zmiany ( 73' Jadson za Hulka, 80' Jo za Freda, 88' Hernandes za Paulinho). Mecz kończy się wynikiem 3:0. Brazylia świętuje zwycięstwo. Hiszpanie są w podłych nastrojach a szczególnie nasz El Lobo. Nikt nie ma pretensji do obrońcy, koledzy próbują go pocieszyć. Ze spuszczonymi głowami schodzą do tunelu.
Z trybun zeszliśmy i my. Przeszliśmy do miejsca, gdzie mogliśmy w spokoju zaczekać na chłopaków. Stałam tuż obok Carloty i mojej siostry, a Livia przy swoich i rodzicach Gerarda.
   - Mogłam się z wami złożyć, że Cesc jednak nie wejdzie - wypaliła najmłodsza Fabregas dla rozładowania atmosfery.  
   - A ja, że wielkolud wyleci z boiska. - szepnęłam do niej i cicho się zaśmiałam.
   - Fajnie braciszek zaczyna znajomość z nowym kolegą - wyszczerzył się Marc, jego brat. 
   - Zaraz Alves tu wyleci i będzie go bronił.
   - Ale macie tematy - Nuria, pani Soler pokręciła głową. - Mont, chodźmy do łazienki, bo pewnie jeszcze chwilę zajmie zanim zobaczymy tych naszych synów. - powiedziała i wtedy razem z matką Gerarda zniknęły. Wtedy pan Francesc objął ramieniem swoją starszą córkę. 
   - Czy jest coś między tobą a Gerardem? Bo nie wydaje mi się, aby to była zwykła przyjaźń? - zaczął.     

LIVIA

 Mecz nie zakończył się tak jak każdy oczekiwał, ale i tak byłam dumna z chłopaków. Dobra... Z Gerarda może trochę mniej, że zarobił sobie czerwień w finale! Staliśmy w korytarzu, gdzie naokoło były rodziny innych piłkarzy. W pewnym momencie mamusie poszły 'przypudrować nosek', bo miały dość naszych żartów. Tata objął mnie ramieniem i nagle, przy wszystkich zaczął coś paplać o mnie i Pique! Spojrzałam automatycznie na Carlotę, a ta zaczęła kręcić głową, że ona nic nie powiedziała. A najciekawsze było to, że obok stał jeszcze pan Joan! 
   - Tato... Skąd taki pomysł? - zaśmiałam się nerwowo.  
   - Po prostu spędzacie ze sobą mnóstwo czasu i widzę jak na ciebie patrzy, a ty na niego. - powiedział już nieco ciszej. 
   - Wygrałem - wyszczerzył się Marc i podszedł do swojego ojca, wyciągając do niego otwartą rękę. 
   - Odejdź ode mnie. Rozliczymy się jak wrócimy do domu! - warknął senior Pique do swojego młodszego syna, a wszyscy patrzyliśmy na nich zdziwieni. 
   - Założyłem się z tatą już bardzo, bardzo dawno temu, że się w końcu ze sobą spikniecie - śmiał się chłopak. 
   - Czyli to prawda, tak? - spojrzał na mnie ojciec, a ja poczułam na swoich policzkach, że wyskakują rumieńce. 
   - Tak jakoś wyszło... Ja i Geri... - plątał mi się język. - Proszę nie mówcie nic Cescowi. On nas ukatrupi. - spojrzałam na każdego po kolei. 
   - I chyba lepiej jeszcze nie mówić mamom, bo zaraz będziesz już miała sukienkę, a on smoking - wyszczerzyła się Carlota.
   - Czyli to jest taka nasza, jak na razie tajemnica? - uśmiechnął się do mnie tata Gerarda.  
   - Cieszę się, że pan to rozumie. - odpowiedziałam.
   - Ważne, żeby młodzież była szczęśliwa, nie? - zaśmiał się tata i wtedy spojrzał na Carlote i Sergiego oraz Zoe, a ja wtedy zobaczyłam, że Villa i Torres kroczą pierwsi i zatrzymują się, jeden przy Olalli, a drugi przy Patrici, a zaraz za nimi równo kroczą Cesc i Gerard.
   - O, idzie ten co się nagrał - zakpiła Carlota, a Cesc wtedy się jej wykrzywił i objął w pasie Zoe, całując ją w policzek.
   - Ważne, że wam naszego dzisiejszego bohatera przyprowadziłem - zaśmiał się, a Gerard wtedy spiorunował go wzrokiem. 
   - Nie będzie dzisiaj nagrody panie Pique. - szepnęłam do ucha obrońcy, przytulając go. Przy wszystkich mogłam tylko to zrobić, bo zawsze robiłam to bez żadnych podejrzeń. Gerard od zawsze był takim moim misiem do przytulania.
   - Liv, nie dobijaj - zrobił smutną minkę.
   - Nie wiem co mu tam powiedziałaś, ale dobrze - Cesc wyciągnął do mnie kciuk do góry. - Ja też będę sobie z niego używał - śmiał się.  
   - I mówi to ten, który zagrał 90 minut. - skwitowała go Carlota
   - Lepiej nie zagrać, niż złapać do kolekcji kolejną czerwoną kartkę - zauważył. 
   - Czuję się tak, jakbym słuchał kłótni małych bliźniaków i małej Carloty - westchnął nasz ojciec. 
   - Teraz słuchasz kłótni dużych bliźniaków i dużej Carloty - pokazałam mu język i wtedy powróciły mama i pani Montserrat. 
   - Są nasi dzisiejsi bohaterowie - wyszczerzyła się pani Bernabeu, a ja myślałam, że Gerard tam dosłownie zejdzie. Oj ciężko mu teraz będzie, ciężko. 
   - Może wracajmy już do hotelu, co? - zmienił szybko temat. 
   - No, ale braciszku nooo! - śmiał się Marc. 
   - Geri dziś w nie w humorze - dorzucił Cesc, a Pique jedynie przewrócił oczami. Zaśmialiśmy się i wszyscy ruszyliśmy w stronę wyjścia. Jeżeli nadarzy się okazja, trzeba chyba będzie jakoś spróbować poprawić humor mojemu wielkoludowi, prawda?

***
 Tak się udało, że w Dzień Matki jest rozdział z udziałem mam bohaterów :)

poniedziałek, 19 maja 2014

Dwunasty: Nie będę twoją Miss mokrego podkoszulka.

ZOE
  
  Otworzyłam oczy i zobaczyłam jeszcze śpiącego Fabregasa. Przewróciłam się na brzuch i przybliżyłam do mojego chłopaka. Pocałowałam go delikatnie w policzek a na jego twarzy zaraz wyskoczył lekki uśmiech. - Wstawaj śpiochu.
   - Ja śpioch? - udał obrażonego. - Wypraszam sobie! Za głośno chrapałaś! - zaśmiał się.
   - Do tego też grubasek i porywacz. - wyszczerzyłam się.
   - Eeee, ważne że twój, prawda? - mocno się we mnie wtulił i znów przymknął powieki.  
   - Jakie masz dzisiaj plany?
   - Znów cię porywam - uśmiechnął się. - Tym razem na motorówkę, pamiętasz?
   - Pamiętam ale wiesz, że będziesz musiał jechać razem ze mną?
   - Boisz się, że spadniesz? - wyszczerzył się.
   - Tak trochę. - spuściłam głowę.
   - Spokojnie, będziesz się mnie bardzo mocno trzymała!    
   - Pewnie tylko na to czekasz. - pokazałam mu język.
   - Oczywiście! A na co innego? Będziesz cała mokra! - wyszczerzył się.
   - Nie będę twoją Miss mokrego podkoszulka. - zaśmiałam się.
   - Zawsze możesz wystąpić bez niego - palnął i dostał ode mnie lekko po głowie.
   - Dobra, dobra zbieraj się albo pójdę sama na śniadanie i zjem ci wszystkie ciasteczka. 
   - Potwór! - jęknął i posłusznie wygramolił się z łóżka.
   Fabregas zabrał mnie po śniadaniu w całkiem inną część plaży na której, w małej zatoczce znajdowała się wypożyczalnia motorówek. Wybraliśmy tą w kolorze czerwonym, dostaliśmy kapoki i przeszliśmy przez małe szkolenie.
   - Dobra Cesc, robisz za kierowce! - spojrzałam na niego.
   - A co jeżeli nie? - wyszczerzył się. 
   - Nie ma 'nie', Cesc! - oburzyłam się.
   - Okej, okej. - podniósł ręce do góry i grzecznie usiadł na kierownicą. Usiadłam za nim i mocno objęłam go w pasie. On jedynie się zaśmiał pod nosem odpalił motorówkę. Ruszyliśmy i nawet muszę stwierdzić, że szło mu całkiem dobrze jak na pierwszy raz.

LIVIA

  Minął już jakiś czas. Ja i Gerard zdążyliśmy wrócić z Paryża, Cesc i Zoe także wstawili się zaraz po nas do Barcelony. Nic nie wyciekło, Cesc nic nie wywęszył i byłam z tego powodu bardzo zadowolona, no ale kiedyś to wyjdzie na jaw...
 Chłopcy zostawili nas i pojechali do Madrytu na zgrupowanie kadry, a później już razem z chłopakami i trenerem najpierw do USA, a później do Brazylii na rozgrywki Pucharu konfederacji.
 Ja i Zoe pojawiłyśmy się tam 17 czerwca, w dniu pierwszego meczu chłopaków w grupie, czyli meczu z Urugwajem, który zakończył się wynikiem 2:1 dla naszych, a bramki zapewnili nam Pedro i Soldado, a Gerard zarobił żółtą kartkę... Normalne zjawisko dla niego... Potem był mecz z Tahiti, gdzie rozgromili ich aż 10:0, dalej mecz z Nigerią i ten ostatni z Włochami, bój o to, kto będzie w finale Pucharu Konfederacji. No i właśnie, padło na Hiszpanię. Bardzo wszyscy się z tego cieszyliśmy, nie mówiąc już o chłopakach!
   - Cesc, wiesz, że rodzice przyjadą na finał? A i Carlora wspominała, że jutro już będą z tym jej Sergim. - zaczęłam, gdy siedzieliśmy we czwórkę podczas obiadu, dwa dni po ich półfinale.
   - Od kiedy to ona ma chłopaka ? - zapytał zdziwiony.  
   - Ups, myślałam, że już ci się wygadała! - wyszczerzyłam się. - No, więc tak. Ma!
   - Ja go tam już odpowiednio ustawie. Nikt podejrzany nie będzie się dobierał do mojej siostry.
   - Cesc, przestań - zaśmiała się Zoe i położyła dłoń na jego dłoni. - Myślę, że wasza siostra wie co robi, co? 
   - Ale ona chyba jest jeszcze na to stanowczo za młoda. Martwię się o nią. - powiedział i lekko się uśmiechnął do swojej dziewczyny.   
   - Ona ma już dwadzieścia dwa lata - zaśmiał się Gerard i upił łyk swojej kawy. - A poza tym, mam ci przypomnieć co ty w tym wieku już wyrabiałeś? - wyszczerzył się obrońca, patrząc na przyjaciela. 
   - Dobra, dobra zmieńmy już lepiej temat. A będą twoi rodzice, Geri czy mam ich osobiście powiadomić? 
   - Spokojnie - skinął głową. - Zawsze są! 
   - A będzie Carmen? Wspominała coś. - zwrócił się do Zoe.   
   - Nie wiem. Została u tej koleżanki i to zależy od tego, czy jej rodzice się na to zdecydują. - skinęła głową. 
   - Rozumiem. A może się teraz trochę przejdziemy? - zaproponował mój brat.  
   - Masz rację, idź i zrzuć to co zjadłeś. Twój brzuch już zaczyna się robić za duży - wyszczerzyłam się do niego. 
   - Dokładnie! Kochanie, coś ci się ostatnio przytyło. - dorzuciła Zoe.  
   - Ej, wcale nie!
   - To dlatego tak się zawsze wleczesz na tym boisku - śmiał się Pique.  
   - Jesteście okropni. A ty Geri, nigdy nie możesz dobrze podać i zawsze tracimy przez ciebie piłkę. - odparł wyraźnie wkurzony. 
   - Możecie się już nie sprzeczać? - zapytałam.  
   - Ale to on zaczął. Wielkolud.
   - Ej, spadaj konusie! - warknął do niego Gerard.
   - Bo się zaraz pobijecie! - wtrąciła Zoe, kręcąc głową.
   - No dobra, a ty Geri, nie odzywaj się do mnie.
   - To może faktycznie idźcie na ten spacer, co? A ja przypilnuję wielkoluda. - zaśmiałam się. 
   - Chodź Cescy. - pociągnęła za sobą mojego brata.
   - On faktycznie przytył - stwierdził Gerard, odprowadzając wzrokiem Cesca i Zoe, którzy kierowali się do wyjścia. Ja natomiast zaczęłam się śmiać. 
   - Jesteś stuknięty. - skwitowałam.
   - Ja tylko stwierdzam fakty - uniósł dłonie. - Jak myślisz? Jak w przyszłości zareagują nasi rodzice na nas? 
   - Moi cię ukatrupią. - wyszczerzyłam się.    
   - A moi wręcz przeciwnie, bo cię lubią!       
   - Ty się tam lepiej martw Cescem. - powiedziałam.
   - Może nas nie zabije - uśmiechnął się słodko. 
   - Ja tam będę bezpieczna. Zoe się za nami wstawi zobaczysz.  
   - W takim razie, jeżeli są razem, w każdym momencie możemy mu to wyjawić. 
   - Poczekajmy z tym na razie. Nie przed finałem. - oznajmiałam i skradłam mu całusa.  
   - Restauracja jest pełna chłopaków, nie boisz się, że któryś z nich wypapla Fabregasowi? - zapytał. 
   - Nie sądzę. Pewnie myślą, że nic sobie z tego nie robi.  
   - Można i tak - zaśmiał się i sam skradł mi całusa, z tym, że dłuższego, a ja przez jego ramię zauważyłam, stojących w progu restauracji moją siostrę i jej chłopaka.
   - Mieli być jutro! - oderwałam się od niego i wstałam, kierując się do nich.  
   - Przełożyliśmy lot na wcześniejszy. Chcieliśmy spędzić tu trochę więcej czasu. - oznajmiła Carlota.
   - To świetnie, ale właśnie minęliście się z Cesciem i Zoe, bo wyszli na spacer - uśmiechnęłam się i przytuliłam siostrę.
   - Ja wiedziałam, że ty i Geri to będzie coś więcej - zaśmiała mi się do ucha, a obrońca właśnie do nas dołączył. - No dobrze, może poznajcie, to jest Sergi - wskazała na towarzyszącego jej chłopaka. 
   - Livia, a to Gerard, mój sekretny chłopak. - zaśmiałam się i podałam mu rękę, tak samo po chwili Geri.   
   - Chłopcze, bój się Cesca, to potwór! - zaśmiał się piłkarz.
   - Nie strasz go - Carlota uderzyła wielkoluda w ramię.  
   - No co? Ja go tylko ostrzegam. Myślisz, że dlaczego jeszcze o nas nie wie? - zwrócił się do Sergiego pokazując na mnie. 



***
Jesteśmy załamane ostatnimi wydarzeniami związanymi z FC Barceloną :<
Odszedł nasz wielki El Capitano i w najbliższym czasie odejdzie też pare świetnych zawodników, których będzie mi bardzo brakować. La Liga pozostała w rękach Atletico ale wiem, że oni na to zasłużyłi. Nie udało nam się zadedykować ligii Tito ale on tam wysoko wszystko widzi, widzi swoich wspaniałych piłkarzy, których prowadził niejdnokrotnie do zwycięstwa i uśmiecha się szeroko widząc co robią, jak walczą z całych sił. Tym razem się nie udało ale przecież będzie lepiej nie? Z nowymi zawodnikami i nowym trenerem stworzymy nowa historię.

niedziela, 4 maja 2014

Jedenasty: I kto tu jest łasuchem?

 ZOE

 Zabrałam swój ręcznik i wszystkie niezbędne rzeczy potrzebne do plażowania. Hotel znajdował się bezpośrednio nad samym oceanem. Posiadał prywatną plaże tylko dla gości. Rozłożyliśmy się na dwóch leżakach. Naciągnęłam na nos swoje okulary przeciwsłoneczne i wygodnie rozłożyłam się na brzuchu.
   - Życzy sobie pani by posmarować plecki? - usłyszałam rozradowany głos Fabregasa.  
   - Chętnie. - wygrzebałam z torby olejek do opalania i podałam mu go.
   - Co powiesz na to żeby później pójść nad przystań i wypożyczyć jakąś motorówkę? - zapytał i wtedy poczułem jego delikatne dłonie na swoich plechach. 
   - Kusząca propozycja Cescy. - zaśmiałam się.
   - Więc mamy już plany na popołudnie - puścił do mnie oczko. - A może zadzwonimy do Livii i zobaczymy czy już się nie zanudziła na śmierć? - wyszczerzył się. 
   - Nie sądzę, żeby było to możliwe z Gerim.
   - Więc obstawiam, że on już ledwo dycha z nią, jeżeli działają sobie oboje na nerwy - zaśmiał się. 
   - A wziąłeś w ogóle ze sobą telefon? - zapytałam.    
   - Chyba... Nie wiem - zamyślił się i zaczął grzebać w torbie. 
   - Pokaż mi to. - wzięłam ją od niego i po krótkiej chwili podałam mu jego komórkę.
   - Dziękuję. Co ja bym bez ciebie zrobił? - westchnął teatralnie, wybierając numer siostry i włączył na głośnomówiący. 
   - Co tam Cescy? - usłyszeliśmy rozbawiony głos Livii.       
   - Dzwonię by zapytać czy żyjesz, ale co cię tam tak śmieszy?
   - Geri mnie tu napastuje. Rzucił się na mnie i łaskocze! - odpowiedziała.  
   - E, e, e! Niech zostawi tam w spokoju moją siostrę! 
   - Nie martw się Cesc, wielkolud już idzie do domu zaraz, bo braciszek za nim już stęskniony. - zaśmiała się.  
   - To niech pozdrowi Marca - odparł uśmiechnięty. - A my tu sobie z Zoe leżymy na plaży, na słoneczku!
   - Tylko znowu się nie przysmaż jak ostatnio, bo znowu będę musiała cię smarować trzy razy dziennie.  
   - Oczywiście! Bardzo zabawne! - mruknął do słuchawki. - A poza tym nawet jeżeli, to już mam kogo innego do smarowania mnie - od razu się wyszczerzył i spojrzał na mnie. 
   - Muszę już kończyć bo Geri jęczy, że już idzie i każe się z nim pożegnać.
   - Jak go zaraz kopne to pójdzie bez pożegnania. Czuje się przez niego opuszczony - śmiał się do słuchawki, a ja jedynie pokręciłam głową. Jestem niby z Cesciem, ale chyba muszę być gotowa, że będzie mnie zdradzał często ze swoim przyjacielem, chociaż... Livia na pewno zajmie się obrońcą!
   - Powiem mu, żeby jeszcze do Ciebie zadzwonił. Wyściskaj tam Zoe ode mnie. - powiedziała i zakończyła połączenie.
   - Ty serio jesteś taki pewny, że jak się poparzysz to będę tak łaskawa i będę się tobą zajmować? - zaśmiałam się do niego. 
   - Nie masz wyjścia Zoe. - uśmiechnął się a potem mnie pocałował.
   - Wiesz co Cesc, może chodźmy coś zjeść? Zgłodniałam. - zaśmiałam się. 
   - No to chodźmy głodomorku. Zamówię dla nas coś do pokoju. - powiedział i zarzucił torbę na ramię.        
   - Więc jestem za! - uśmiechnęłam się i ruszyłam za nim, a gdy zrównaliśmy kroku, on objął mnie w pasie i pocałował w policzek. Gdy wróciliśmy do naszego apartamentu Fabregas zamówił dla nas obiad składający się z owoców morza w tym z homara i dużej ilości ciast i deserów.  
   - I kto tu jest łasuchem? - spojrzałam na niego wymownie. 
   - Też tak nagle zgłodniałem - uśmiechnął się cwaniacko. 
   - Za chwilę zrobi się z ciebie grubasek. - wyszczerzyłam się.  
   - Hej, ja sobie wypraszam! Zaraz zacznę treningi u Del Bosque to skończy się leniuchowanie - zbliżył się i skradł mi słodkiego buziaka. 
   - Masz całą twarz w bitej śmietanie Cescy! - krzyknęłam.
   - Lubię, gdy tak do mnie mówisz. Tak słodko to brzmi! - wyszczerzył się znów mnie pocałował i specjalnie ubrudził białą pianą.  
   - Mniami. - oblizałam twarz i zabrałam mu z przed nosa ostatni kawałek ciasta. 
   - Miał być mój! - krzyknął zrezygnowany. 
   - Ty już swoje zjadłeś. - pokazałam mu język.
   - Phii, ale to też chciałem!
   - No już nie płacz. - powiedziałam i kawałek ciastka na widelcu powędrował wprost do jego ust.
   - Słodko - wyszczerzył się. 
   - Ja się tak najadłam, że się nie mogę ruszać. - jęknęłam.
   - No to teraz możemy poleniuchować sobie - uśmiechnął się i odsunął wózek z jedzeniem. Oboje położyliśmy się na łóżku obok siebie. 
   - Wiesz co? Tak sobie myślę, może powinniśmy pójść sobie dzisiaj do jakiegoś klubu?    
   - Jak sobie życzysz, moja piękna - uśmiechnął się. - Wiesz co? Zdrzemnął bym się teraz chyba. Co ty na to?
   - W takim razie ja chyba też.
   - No to miłych snów - przytulił mnie i pocałował w skroń. Oboje zamknęliśmy oczy i po chwili odpłynęliśmy. 
        
 LIVIA

 Siedzieliśmy sobie z Gerardem na ławeczce i podziwialiśmy widok na Wierzę Eiffela, bo oczywiście muszę go tam jakoś wyciągnąć. Zadzwonił mój telefon i jak się okazało, był to mój brat. Odebrałam jakby nigdy nic. Trzeba było tylko troszeczkę pozmyślać. Fakt, że towarzyszy mi Geri jakoś go specjalnie nie zdziwił, bo on zawsze u nas przesiaduje. Gdy rozmawiałam z Cesciem, ten głupek położył dłoń na mojej talii i drugą odgarnął moje włosy. Złożył pocałunek na mojej szyi, a ja zachichotałam, a Francescowi sprzedałam blef, że mnie łaskocze. 
   - Ale ty jesteś dobrą aktorką - wyszczerzył się Gerard, gdy schowałam już telefon do torby.  
   - Ja jestem we wszystkim dobra Pique. - uśmiechnęłam się.
   - Nie zaprzeczam - zaśmiał się i objął mnie ramieniem. 
   - Może wspólna fotka? - zaproponowałam i wyciągnęłam ponownie swój telefon.   
   - Tylko chyba tym razem trzeba sobie oszczędzić wrzucanie tego na Twittera, co? - wyszczerzył się. Ja w tym momencie nacisnęłam migawkę, a ten głupek wpił się w moje usta. 
   - Idziemy na Wierzę Eiffela Geri. - powiedziałam i pociągnęłam go za sobą.
   - A mam wyjście? - mruknął i posłusznie ruszył, przy tym obejmując mnie w pasie. Poczekaliśmy chwilę i wsiedliśmy do windy, w której młody chłopiec podejrzliwie patrzył na Gerarda. Chciało mi się śmiać. Po chwili byliśmy już na jednym z najwyższych poziomów. Podeszliśmy do barierki i oboje się o nią oparliśmy.  
   - Ale tu jest pięknie! - zachwycałam się panoramą Paryża.
   - I już wiem dlaczego chciałaś tu przyjechać - uśmiechnął się i objął mnie ramieniem. 
  Pochodziliśmy później jeszcze trochę po mieście, a jak się już zrobiło ciemno to zahaczyliśmy o restaurację i zjedliśmy tam kolację. Po niej ruszyliśmy wolnym spacerem do hotelu. Wkroczyliśmy na długi, oświetlony most wiszący nad Sekwaną, a ja od razu wdrapałam się na wyższy murek.
   - Widzisz, teraz to ja jestem wyższa! - zaśmiałam się, a on od razu złapał za moja dłoń.
   - Uważaj, bo spadniesz i co wtedy będę miał?    
   - Będziesz miał tylko Cesca. - zaśmiałam się.
   - Ee, Cesc nie da mi słodkiego buziaka na dobranoc - skrzywił się zabawnie. 
   - Oj Geri, skąd wiesz?
   - On teraz woli całować Zoe - wyszczerzył się.  
   - Miałeś do niego zadzwonić.
   - Zadzwonię, gdy mnie zostawisz by wziąć prysznic. - zaśmiał się. - Teraz jakoś wolę twoje towarzystwo. 
   - A myślałam, że i tam zechcesz ze mną być. - pokazałam mu język.
   - Coś czuję, że Cesc będzie musiał poczekać do rana - spojrzał na mnie z cwaniackim uśmieszkiem. 
   - Chyba tak. - wpiłam się w usta Gerarda. Objął mnie i podniósł, a po chwili ostawił na podłogę obok siebie.
   - I widzisz? Już nie jesteś taka duża. - wyszczerzył się i objął mnie ramieniem.       
   - Nawet nie dałeś mi się tym nacieszyć.
   - Bo jestem wrednym facetem - zaśmiał się. - Ale, który cię kocha - dodał po chwili.      
   - Też cię kocham, Geri. - mocniej się w niego wtuliłam.   
   - Pewnie gdyby nie nasza głupota, już dawno byśmy byli ze sobą - zaśmiał się po chwili. 
   - Geri to tylko i wyłącznie przez ciebie.
   - Przeze mnie? - uniósł się zabawnie. - To ty flirtowałaś sobie ze swoimi kolegami z pracy. - prychnął. - Ja byłem grzeczny i czekałam na swoja kobietę.  
   - To nie był filrt tylko jeden wspólny taniec.
   - Ale i tak byłem zazdrosny - zauważył. 
   - Dobra Geri, w którą to stronę do naszego hotelu? - rozejrzałam się dookoła i zatrzymałam wzrok na mojej boiskowej "3".  
   - Moja Livia się pogubiła? - zaśmiał się. - Chodź. - złapał mnie za dłoń i pociągnął za sobą. Jak się okazało, do hotelu nie mieliśmy stąd daleko. Wyszliśmy do naszego pokoju i od razu zdjęłam swoją skórzaną kurtkę, rzucając ją na łóżko. 
   - Mam to potraktować jako zachętę? - zapytał z cwaniackim uśmieszkiem.  
   - Już nawet nie można zdjąć kurtki, bo facet pomyśli sobie o jednym. - zachichotałam i podeszłam do niego, oplatając swoje ręce na jego szyi. 
   - Wiem, że zrobiłaś to specjalnie. - zamruczał.
   - No widzisz jaka ja jestem podstępna - szepnęłam i zsunęłam z jego ramion kurtkę. 
   - Zaraz mnie pewnie pod prysznic zaciągniesz.
   - Chyba ci obiecałam, co? - przygryzłam dolną wargę i po woli zaczęłam iść do tyłu, w kierunku otwartych drzwi do łazienki.
   - Ej Liv, bo mnie się siku chce. 
Spojrzałam na niego i po chwili wybuchnęłam śmiechem. Przepuściłam go i pierwszy wszedł do łazienki, a ja oparłam się o framugę drzwi. Po chwili się otwarły, z Gerard praktycznie mnie do niej wciągnął, wpijając się w moje usta.
   - Głupek - pokręciłam głową. 
    - Nie ładnie tak stać pod drzwiami i podsłuchiwać.
   - To tobie zachciało się siku - zaczęłam się śmiać i dźgnęłam palcem w jego klatkę piersiową. - Ja grzecznie czekałam.  
   - Chodź tu do mnie. - powiedział i przyciągnął mnie do siebie.
   - I co teraz panie Pique? - poruszyłam brwiami, a ten sam zdjął swoja koszulkę, rzucając ją w kąt. Przejechałam dłońmi po jego umięśnionym torsie, przygryzając dolną wargę. 
   - Teraz jest tylko jeden problem. Ten żel pod prysznic jest za mały dla nas obojga. - pokazał na małą buteleczkę hotelowego żelu.
   - Wiesz co? Myślę, że sobie poradzimy - cmoknęłam go w policzek i zdjęłam swoją koszulkę. Powędrowała w to samo miejsce co T-shirt Gerarda. Chwilkę później już nie mieliśmy na sobie nic i weszliśmy do kabiny. Pique wpił się w moje usta i dłonią odnalazł kurek. Odkręcił go, a nagle spłynęła po nas lodowata woda. Pisnęłam i mocniej wtuliłam się w ciało obrońcy. Zaśmiał się i naprawił swój błąd.


***
Obie pary szczęśliwie bawią się na urlopie, wszystko pięknie i ładnie! 
Razem z Nataleczką również nie zapominamy o tym kto ma dziś urodziny! 
Wszystkiego Najlepszego, Cesc! :)

Ps. Zapraszam chętnych na ankietę na moją podstronę: link :)