ZOE
Na finał Pucharu Konfederacji zjechała cała rodzina Fabregasów, Pique oraz moja siostrzyczka Carmen. Oczywiście Cesc koniecznie chciał przedstawić mnie swoim rodzicom, toteż dzień wcześniej zjedliśmy wspólną kolacje. Biedny Geri musiał zostać w hotelu z Reiną i Ramosem. Potem słuchaliśmy przez resztę wieczoru o ich wygłupach, przygód z ochroną i kawałach robionych na pozostałych zawodnikach.
Od samego rana cała La Roja chodziła
jak nakręcona i mocno zmotywowana. Wcale się im nie dziwie.
Przeszli przez wszystkie rundy a teraz znaleźli drogę do finału.
Ostatni trening przed meczem na stadionie i ostatnie poprawki co do
taktyki. O 18 byliśmy już na Maracanã. Tradycyjnie chłopcy
pojechali tam wcześniej, bo czekała ich jeszcze rozgrzewka. Ogromny
obiekt wypełniał się z każdą minutą kibicami obu reprezentacji
oraz tymi, którzy lubią popatrzeć na prawdziwy football. O równej
dziewiętnastej na boisku pojawiły się obie drużyny. Tradycyjnie
odegrano hymny państwowe a potem odbyło się rozlosowanie połowy.
Podanie rąk kapitanów i wymiana proporczykami, a następnie
zdjęcie. Pierwszy gwizdek arbitra i zaczynamy. Piłka od razu trafia
pod nogi Brazylijczyków. Przedostają się w mgnieniu oka w nasze
pole karne. Podanie do Freda z prawego skrzydła, który zaraz podaje
do Neymara. Nasza obrona się gubi. Gerard nie wie co ma robić, tak
samo z Arbeloą. Zamieszanie pod bramką a Fred leży i jeszcze kopie
piłkę do bramki. Casillas kompletnie zdezorientowany wyciąga
futbolówkę z siatki już w drugiej minucie. Przez kolejne dziesięć
minut nic się nie dzieje. W 15' Arbeloa ogląda żółtoplą kartkę,
jak i Ramos kwadrans później. Za ten błąd obrońcy przeciwnicy
dostają rzut wolny z 20 m, który wykonuje Oscar. Na szczęście
piłka przelatuje ponad bramką. Nie można powiedzieć, że
Hiszpania nie miała swoich akcji, bo w końcu widać ich było też
i pod polem karnym Brazylijczyków... Ale niestety nie udawało się.
W 44 minucie rozpędzony Neymar podał piłkę Oscarowi pod pole
karne, ale ten nie miał jak strzelić i oddał ją (już)
zawodnikowi Barcelony. Wykiwał Arbeloę... Teraz to on nie ma prawa
tego robić! Może, ale tylko i wyłącznie gdy będzie już grał
dla klubu! Wyszedł sam na sam z Ikerem i wpakował piłkę do
bramki.
Sędzia odgwizdał przerwę,
więc wszyscy zawodnicy zeszli do szatni. Spojrzałam na Livię,
która siedziała obok mnie i nadal, mocno zaciskała kciuki.
- Przetrzepię skórę w Barcelonie temu Alvesowi, zobaczy! Ma popełnić błąd! - warknęła Fabregas.
- Przetrzepię skórę w Barcelonie temu Alvesowi, zobaczy! Ma popełnić błąd! - warknęła Fabregas.
- Policzymy się z nim razem, a przy
okazji dorwiemy tego nowego. - zaśmiałam się.
- A to nie będzie trudne, bo z tego co
wiem to oni nierozłączni są - zauważyła. - Dorwie się ich
razem.
- Obmyślimy kolejny szatański plan i
skombinuje się jakąś ciemna szafę, to nauczą się do której
bramki mają trafiać.
- Tylko żeby im się czasem na klub to
potem nie odmieniło - zachichotała pod nosem. - Jestem ciekawa czy
ten mój braciszek dziś wyjdzie na boisko.
- Mogę się z wami złożyć, że ta ciamajda dziś nie zagra - zaśmiała sie ich młodsza siostra, która siedziała obok Livii.
- Mogę się z wami złożyć, że ta ciamajda dziś nie zagra - zaśmiała sie ich młodsza siostra, która siedziała obok Livii.
- Trener chyba zauważył te jego
boczki. - wyszczerzyłam się.
- Będziesz mu chyba musiała pomóc
się ich pozbyć - rzuciła Carlota i wtedy zetknęła się z
karcącym spojrzeniem jej matki. - No, co? Jestem już duża! -
dorzuciła, a jej chłopak siedział obok, zakrywał swoją buzię by
nie było widać, że się śmieje.
- Ja tam mam swoje sposoby. -
powiedziałam pół głosem i puściłam oczko do sióstr Fabregas.
- I ja już chyba nawet wiem jakie -
zaśmiała się Livia, a Carlota przytuliła się do ramienia
Sergiego.
Piłkarze weszli ponownie na
murawę. Zaczynamy drugą połowę. Del Bosque zmienia Alvaro Arbeloę
a na jego miejsce wchodzi Azpillicueta. Niespełna minutę potem pada
trzecia bramka w tym meczu, a druga Freda. Brazylijczyk po raz
kolejny oszukał naszą obronę i strzelił z ostrego kąta na drugi
róg. Dziesięć minut za nami a na murawę wchodzi Villa za Torresa
oraz Navas za Mate. Pierwszy kontakt z piłką w polu karnym i faul
na Jesusie. Marcelo podcina, a sędzia dyktuje karnego. Pojawia się
nikła szansa i nadzieja. Do wykonania rzutu podchodzi Sergio Ramos.
Pudłuje, a przeciwna drużyna może powoli zacząć się cieszyć.
Mijają kolejne minuty a nasi Hiszpanie próbują przedrzeć się
bliżej brami przeciwnika. Kolejna akcja żółto-granatowych i faul
na Neymarze. Pique ogląda czerwoną kartkę i wkurzony schodzi z
boiska. Nasze szanse na odrobienie są nikłe. Brazylijczycy
spokojnie wykonują zmiany ( 73' Jadson za Hulka, 80' Jo za Freda,
88' Hernandes za Paulinho). Mecz kończy się wynikiem 3:0. Brazylia
świętuje zwycięstwo. Hiszpanie są w podłych nastrojach a
szczególnie nasz El Lobo. Nikt nie ma pretensji do obrońcy, koledzy
próbują go pocieszyć. Ze spuszczonymi głowami schodzą do tunelu.
Z trybun zeszliśmy i my. Przeszliśmy
do miejsca, gdzie mogliśmy w spokoju zaczekać na chłopaków.
Stałam tuż obok Carloty i mojej siostry, a Livia przy swoich i
rodzicach Gerarda.
- Mogłam się z wami złożyć, że Cesc jednak nie wejdzie - wypaliła najmłodsza Fabregas dla rozładowania atmosfery.
- Mogłam się z wami złożyć, że Cesc jednak nie wejdzie - wypaliła najmłodsza Fabregas dla rozładowania atmosfery.
- A ja, że wielkolud wyleci z boiska.
- szepnęłam do niej i cicho się zaśmiałam.
- Fajnie braciszek zaczyna znajomość
z nowym kolegą - wyszczerzył się Marc, jego brat.
- Zaraz Alves tu wyleci i będzie go
bronił.
- Ale macie tematy - Nuria, pani Soler
pokręciła głową. - Mont, chodźmy do łazienki, bo pewnie jeszcze
chwilę zajmie zanim zobaczymy tych naszych synów. - powiedziała i
wtedy razem z matką Gerarda zniknęły. Wtedy pan Francesc objął
ramieniem swoją starszą córkę.
- Czy jest coś między tobą a
Gerardem? Bo nie wydaje mi się, aby to była zwykła przyjaźń? -
zaczął.
LIVIA
Mecz nie zakończył się tak jak
każdy oczekiwał, ale i tak byłam dumna z chłopaków. Dobra... Z
Gerarda może trochę mniej, że zarobił sobie czerwień w finale!
Staliśmy w korytarzu, gdzie naokoło były rodziny innych piłkarzy.
W pewnym momencie mamusie poszły 'przypudrować nosek', bo miały
dość naszych żartów. Tata objął mnie ramieniem i nagle, przy
wszystkich zaczął coś paplać o mnie i Pique! Spojrzałam
automatycznie na Carlotę, a ta zaczęła kręcić głową, że ona
nic nie powiedziała. A najciekawsze było to, że obok stał jeszcze
pan Joan!
- Tato... Skąd taki
pomysł? - zaśmiałam się nerwowo.
- Po prostu spędzacie ze sobą mnóstwo
czasu i widzę jak na ciebie patrzy, a ty na niego. - powiedział już
nieco ciszej.
- Wygrałem - wyszczerzył się Marc i
podszedł do swojego ojca, wyciągając do niego otwartą rękę.
- Odejdź ode mnie. Rozliczymy się jak
wrócimy do domu! - warknął senior Pique do swojego młodszego
syna, a wszyscy patrzyliśmy na nich zdziwieni.
- Założyłem się z tatą już
bardzo, bardzo dawno temu, że się w końcu ze sobą spikniecie -
śmiał się chłopak.
- Czyli to prawda, tak? - spojrzał na
mnie ojciec, a ja poczułam na swoich policzkach, że wyskakują
rumieńce.
- Tak jakoś wyszło... Ja i Geri... -
plątał mi się język. - Proszę nie mówcie nic Cescowi. On nas
ukatrupi. - spojrzałam na każdego po kolei.
- I chyba lepiej jeszcze nie mówić
mamom, bo zaraz będziesz już miała sukienkę, a on smoking -
wyszczerzyła się Carlota.
- Czyli to jest taka nasza, jak na razie tajemnica? - uśmiechnął się do mnie tata Gerarda.
- Czyli to jest taka nasza, jak na razie tajemnica? - uśmiechnął się do mnie tata Gerarda.
- Cieszę się, że pan to rozumie. -
odpowiedziałam.
- Ważne, żeby młodzież była
szczęśliwa, nie? - zaśmiał się tata i wtedy spojrzał na Carlote
i Sergiego oraz Zoe, a ja wtedy zobaczyłam, że Villa i Torres
kroczą pierwsi i zatrzymują się, jeden przy Olalli, a drugi przy
Patrici, a zaraz za nimi równo kroczą Cesc i Gerard.
- O, idzie ten co się nagrał - zakpiła Carlota, a Cesc wtedy się jej wykrzywił i objął w pasie Zoe, całując ją w policzek.
- Ważne, że wam naszego dzisiejszego bohatera przyprowadziłem - zaśmiał się, a Gerard wtedy spiorunował go wzrokiem.
- O, idzie ten co się nagrał - zakpiła Carlota, a Cesc wtedy się jej wykrzywił i objął w pasie Zoe, całując ją w policzek.
- Ważne, że wam naszego dzisiejszego bohatera przyprowadziłem - zaśmiał się, a Gerard wtedy spiorunował go wzrokiem.
- Nie będzie dzisiaj nagrody panie
Pique. - szepnęłam do ucha obrońcy, przytulając go. Przy
wszystkich mogłam tylko to zrobić, bo zawsze robiłam to bez
żadnych podejrzeń. Gerard od zawsze był takim moim misiem do
przytulania.
- Liv, nie dobijaj - zrobił smutną minkę.
- Nie wiem co mu tam powiedziałaś, ale dobrze - Cesc wyciągnął do mnie kciuk do góry. - Ja też będę sobie z niego używał - śmiał się.
- Liv, nie dobijaj - zrobił smutną minkę.
- Nie wiem co mu tam powiedziałaś, ale dobrze - Cesc wyciągnął do mnie kciuk do góry. - Ja też będę sobie z niego używał - śmiał się.
- I mówi to ten, który zagrał 90
minut. - skwitowała go Carlota
- Lepiej nie zagrać, niż złapać do
kolekcji kolejną czerwoną kartkę - zauważył.
- Czuję się tak, jakbym słuchał
kłótni małych bliźniaków i małej Carloty - westchnął nasz
ojciec.
- Teraz słuchasz kłótni dużych
bliźniaków i dużej Carloty - pokazałam mu język i wtedy
powróciły mama i pani Montserrat.
- Są nasi dzisiejsi bohaterowie -
wyszczerzyła się pani Bernabeu, a ja myślałam, że Gerard tam
dosłownie zejdzie. Oj ciężko mu teraz będzie, ciężko.
- Może wracajmy już do hotelu, co? -
zmienił szybko temat.
- No, ale braciszku nooo! - śmiał się
Marc.
- Geri dziś w nie w humorze - dorzucił
Cesc, a Pique jedynie przewrócił oczami. Zaśmialiśmy się i
wszyscy ruszyliśmy w stronę wyjścia. Jeżeli nadarzy się okazja,
trzeba chyba będzie jakoś spróbować poprawić humor mojemu
wielkoludowi, prawda?
***
Tak się udało, że w Dzień Matki jest rozdział z udziałem mam bohaterów :)